- Czasami się zastanawiam... - zaczęła, nie odrywając wzroku od ściany. - Viktoria dalej dla Ciebie coś znaczy, prawda?
- Nie, skąd to pytanie? - od razu zaprzeczył, nerwowo przeczesując mokre włosy.
Serce zabiło mu szybciej, a w głowie zaczęło mnożyć się wiele pytań - bez odpowiedzi.
- Mario, myślisz, że nie widzę, co się dzieje? - odwróciła głowę w jego stronę. - Jak na nią patrzysz? Poza tym, dlaczego mi nie powiedziałeś, że byliście ze sobą?
Wbił wzrok w podłogę. Zupełnie nie wiedział, co odpowiedzieć. Myślał, że nie dowie się o jego przeszłości, która niewątpliwie mogła wpłynąć na ich relacje.
- Bo to nieistotne? - odpowiedział pytaniem na pytanie. - Nie chcę wracać to tych wspomnień. Właściwie, my nie byliśmy razem. Ciężko zdefiniować tę relację.
- Co nie zmienia faktu, że ją kochałeś. I dlatego wyjechałeś do Monachium, gdzie poznałeś mnie - stwierdziła, nie pytając. Ona wiedziała, jak ciężko się odkochać. W rzeczywistości przeżyła podobne wydarzenia, co 20-latek. Więc dlaczego zadręcza go pytaniami, chociaż sama wiedziała, jak to boli? - Jestem tylko Twoją nagrodą pocieszenia?
Zabolało go. Bolały te słowa, bolało go, że może myśleć w taki sposób. Wszystko doprowadzało go do jeszcze większego przeświadczenia, iż rani swoich najbliższych, oczywiście nieumyślnie.
- Kochanie, ile razy mam powtarzać, że nie liczy się dla mnie to, co było w Dortmundzie - odparł, obejmując ją, ciągle wilgotnym, ramieniem. - Chcę żyć dalej, żyć z Tobą, rozumiesz? - zwrócił się do niej, a uśmiech, który zagościł na jej twarzy, uświadomił go, że zrozumiała wypowiedziane słowa; ale czy On to pojmował?
***
Delikatnie pchnęła szklane drzwi, które prowadziły na taras. Zważywszy na dość późną porę, zderzyła się z chłodnym, aczkolwiek przyjemnym, chłodem. Niebo było spowite niewielkimi, rozszarpanymi chmurami. Dokładnie tak jak jej serce. Usiadła na jednym ze stopni i oparła się o jeden z filarów. Wyszła z mieszkania Reusa kilka godzin temu, lecz wciąż nie mogła uwierzyć, ale także pojąć tego co się wydarzyło. Nigdy w swoim życiu rozstanie nie bolało ją tak bardzo, chociaż wrażenie może być całkiem inne. Przecież jej były chłopak zdradził ją z jej najlepszą przyjaciółką? Jednak wtedy liczyła się z tym, że ich związek nie będzie wieczny. Oboje byli dziećmi, nastolatkami, którzy chcieli żyć beztrosko, od imprezy do imprezy. Teraz miało być inaczej. Mieli spędzić ze sobą całe życie, razem się wspierając. Rzeczywistość okazała się jednak brutalniejsza niż zakładała przedtem.
Z zamyśleń wyrwał ją donośny głos jej brata oraz śmiech taty, jednak nie zrobiło na niej to większego wrażenia. Nadal pusto spoglądała na horyzont i drżąc - z zimna oraz emocji, które wciąż nie opadły.
- Wszystko wyszłoby fajnie, gdyby ten idiota nie wstał. Byś to widział, nie mogliśmy ze śmiechu, mówię Ci - żywie opowiadał Alan, otwierając drzwi i zanosząc się śmiechem.
- Synek, czasami się zastanawiam, czy Ty i Twoi koledzy jesteście tacy głupi, czy tylko udajecie - skomentował 46-latek.
W przedpokoju, łączącym się z obszernym salonem, rozbrzmiał dzwonek telefonu. Młody chłopak pośpiesznie wyciągnął urządzenie z kieszeni, a na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech.
- Dzięki - zwrócił się do swojego ojca. - Lecę na górę, bo mnie Lisa... - wskazał na dzwoniący telefon i pobiegł na górę, by w spokoju porozmawiać ze swoją dziewczyną.
Trener czarno-żółtych odłożył na miejsce swoje dokumenty i pokierował się w kierunku kuchni. Jednakże, nie dotarł tam. Wzrok przykuł widok szczupłej osóbki, skulonej na tarasie, podziwiającej zachodzące słońce. Rzucił klubową bluzę na kanapę i podszedł do swojej córki. W głębi duszy zaintrygował ją widok 20-latki, ale także zaniepokoił. Odwróciła wzrok w jego stronę, a pełne żalu oczy, utwierdziły go w przekonaniu, iż w życiu młodej kobiety musiało się coś wydarzyć. Uśmiechnął się, czekając, aż dziewczyna odwzajemni gest - nieskutecznie.
Spuściła głową, pozwalając długim włosom zakryć twarz, na którym wciąż malował się ból. Prosiła samą siebie, by nie zacząć płakać, ale przenikliwy wzrok 46-latka, skutecznie to uniemożliwiał.
- Kochanie, coś się stało? - zapytał po chwili męczącej ciszy. 20-latka zacisnęła wargi, a w jej oczach zagościły łzy. - Pokłóciłaś się z Marco? - Niezawodna intuicja. Dla Viktorii: Pieprzona niezawodna intuicja. Nie była w stanie o tym myśleć, a co dopiero mówić. Jednak czuła, że to jest odpowiedni moment, nie może tego ukrywać w nieskończoność.
Podniosła głowę i spojrzała przed siebie. To było tylko kilka słów, jednak przez jej głowę przeszło również kilka kłamstw, które mogłyby być lepszym rozwiązaniem niż prawda. Bo przecież prawda nie zawsze jest najlepsza.
Pokręciła głową i, biorąc głęboki oddech, wydukała: - Rozstaliśmy się.
***
- Wiedziałem, że tak będzie! - krzyknął, uderzając dłonią w stół tak mocno, że owy odgłos rozniósł się po mieszkaniu Turka. Młody mężczyzna gwałtownie wstał i nerwowo chodził po pokoju.
- Uspokój się, to nic nie zmieni.
Sahin chciał złagodzić sytuacje, chociaż sam nie był oazą spokoju. Po raz kolejny przeżywał praktycznie to samo, dlatego wiedział, że impulsywne działanie nie jest najlepsze. Proszącym wzrokiem starał się zmusić Alana do opanowania emocji, jednakże to nie przynosiło oczekiwanych skutków.
- Nie będę stał i przyglądał się, jak moja siostra płacze przez tego idiotę! - krzyknął po raz kolejny.
Wziął leżącą na komodzie czerwoną bluzę i zarzucił na ramię. Obdarzył pomocnika Dortmundu chłodnym spojrzeniem i ruszył w stronę drzwi. Sahin poderwał się z kanapy. Nie sądził, żeby rozmowa z Marco była najlepszym rozwiązaniem. Zdawał sobie sprawę, iż blondyn cierpi nie mniej niż Viktoria.
- Daj spokój! - zagrodził mu drogę. - Dla Marco jest tak samo ciężko. Zrozum, oni potrzebują czasu. Oboje.
***
Siedziała na parapecie swojego pokoju, zaszywając się w ciemnościach, po rozmowie z tatą. Wciąż rozmyślała, chociaż bardziej były to puste myśli, bez głębszego przesłania. Bo jakież ono miało by być? Dla niej świat się skończył. Przynajmniej tak się wydawało.
Zsunęła się z niewygodnego miejsca, które zajmowała od dłuższego czasu. W pokoju panowała ciemność, jedynie uliczne latarnie dostarczały trochę światła. Podeszła do komody i delikatnie pociągnęła za sznurek, wypełniając pomieszczenie przyjemną jasnością. Subtelnie przejechała palcem po drewnianej powierzchni tak, jakby czas miał się zatrzymać. Ale się nie zatrzymał. Biegł dalej, nie oszczędzając nikogo.
Wzięła do ręki ramkę z jednym ze zdjęć. Na owej półce było ich kilka, gdyż uwielbiała je przeglądać, jednak to było wyjątkowe. Uśmiechnęła się delikatnie na wspomnienie z tamtej nocy.
dwa miesiące wcześniej...
Przechadzali się piękną, chorwacką promenadą, podziwiając zachodzące słońce. Fale uderzały o brzeg, a chłodny wiatr okalał ich twarze.
- Chodź, zrobię Ci zdjęcie - zarządził Reus, wyciągając z kieszeni spodni telefon. Viktoria zaśmiała się, i wyrywając mu urządzenie, pobiegła do pary staruszków. Uprzejmie zwracając się w języku angielskim poprosiła o zrobienie fotografii, chociaż nie była pewna, czy owa para zrozumiała cokolwiek. Serdecznie uśmiechnęli się, co jedynie oznaczało zgodę.
- Co się patrzysz? Uśmiechnij się! - Marco roześmiał się i objął 20-latkę. To był jeden z momentów, które będzie pamiętał do końca życia.
Sympatyczna para oddała właścicielowi telefon i rzekła: - Szczęścia! - w języku chorwackim.
Odłożyła zdjęcie szkłem do dołu. Zbyt wiele kosztowało ją patrzenie na ową fotografię. Na dwójkę zakochanych w sobie ludzi, roześmianych, cieszących się życiem. A przecież nie było to tak dawno, jednakże zbyt wiele się zmieniło, by wciąż było tak samo.
Odgarnęła długie włosy ze swojego karku, delikatnie się pochylając. Rozpięła zapięcie od naszyjnika, którego nie ściągała od kilku miesięcy. Złota, subtelna literka M, która nieprzerwanie zdobiła jej szyję, zbyt wiele jej przypominała. Ścisnęła ją w dłoni, a następnie odłożyła obok leżącego zdjęcia, i niepostrzeżenie wyszła z pokoju.
***
- Co Ty tu robisz? - wydukał zaskoczony Alan. Reus, nie zważając na przyjaciela, wszedł do mieszkania.
- Jest Viktoria? - zapytał ledwie panując nad emocjami. Nie mógł siedzieć bezczynnie w domu, rozmyślając o swoich błędach i godząc się z rzeczywistością.
- Jesteś pierdolonym idiotą, nie potrzebnie się fatygowałeś, z pewnością nie chce Cię widzieć - odparł, stojąc twarzą w twarz z dortmundzkim pomocnikiem. Oboje byli dorosłymi mężczyznami, więc mocne słowa nie robiły na nich wielkiego wrażenia.
Reus pokręcił głową, wykazując swoje zlekceważenie dla słów przyjaciela, i pobiegł na górę. Zatrzymał się przed samymi drzwiami. Bał się tego spotkania. Bał się, tego co zastanie. Powoli otworzył drzwi, przyzwyczajając oczy do ciemności. Wszedł do pomieszczenia, w którym był wiele razy, lecz nigdy nie w takich okolicznościach. Ale tam nikogo nie było. Zastał tylko naszyjnik, który podarował jej kilka miesięcy temu. Obok leżało zdjęcie, które z wielkim żalem podniósł, by następnie cisnąć nim o komodę, sprawiając ze szkło pękło. Tak samo jak jego serce. Wyszedł. Zastanawiając się, czy kiedykolwiek wróci.
***
Nie zważając na nikogo wyszła z domu. Szła ciemnymi uliczkami, w uprzednio wyznaczonym celu. Była świadoma, że robi źle, że pogarsza tylko swoją sytuacje, że pakuje się w kolejne kłopoty. Ale przecież wciąż nic się nie nauczyła. Dalej popełniała te same błędy, dalej tak samo cierpiała i dalej nie wyciągała żadnych wniosków.
Weszła po schodach i stanęła przed drzwiami. Nacisnęła dzwonek i ze spuszczoną głową oczekiwała gospodarza. Słyszała kroki, a następnie dźwięk zamka.
- Miki? - zapytał ze zdziwieniem w głosie. Była ostatnią osobą, której się spodziewał. Od kilku godzin rozmyślał o niej, o jej słowach, o tym jak bardzo go nienawidzi.
- Jesteś sam? - podniosła wzrok, a do jej oczy znów napłynęły łzy. Pomocnik Bayernu Monachium, wciąż nieświadomy, przytaknął głową. Złapał ją za rękę, której o dziwo nie zabrała, i zamknął drzwi. Dziewczyna rozpłakała się i wtuliła w piłkarza, który w pierwszej chwili nie wiedział, jak się zachować, jednakże objął ją mocno, tak jakby miało to wyleczyć jej złamane serce. A co z jego sercem, które przy niej znów biło jak oszalałe? Oboje byli pełni sprzeczności, która prowadziła do jeszcze większych problemów, o czym przekonają się sami... Ale człowiek uczy się na błędach, tak?
Gdyby ktoś mnie zapytał jak należy pisać dobre opowiadania, to bez wahania wskazałabym tej osobie drogę do Ciebie !
OdpowiedzUsuńWspaniały rozdział jak każdy inny i choć wiem, że się powtarzam z wielką regularnością to powiem jeszcze raz, że masz ogromny talent. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak oczekiwałam tego rozdziału. Magiczny, fenomenalny !
Tak bardzo szkoda mi Miki. Na pewno cierpi, ale Marco zresztą też. Oboje byli dla siebie bardzo ważni i przecież nadal są, więc to rozstanie to wielki ból dla obojga. Jezu, jak ja bym chciała by znów byli. Aż mi się łzy do oczu cisnęły czytając ten rozdział, ich wspomnienie i fragment ze zdjęciem.
Ale zakończenie wbiło mnie w fotel. Dlaczego ona do niego poszła ? Rozumiem, że może liczy na wsparcie ale ja wyczuwam, że to będzie największy jej błąd. Mam też wrażenie, że jej powrót do Marco, właśnie teraz się oddalił bardzo daleko... Choć widzę, że Mario nadal kocha Miki i zależy mu na niej, to ja kibicuje Marco i liczę, że znów zdobędzie jej serce.
Piękny rozdział !
Czekam na kolejny!
Pozdrawiam, Patrycja :))
Ja już nie wiem co mam napisać...
OdpowiedzUsuńWspaniałe!
Pozdrawiam ;) http://leuchteauf.blogspot.com/ w wolnej chwili zapraszam do mnie :)
Cudowny rozdział!
OdpowiedzUsuńTak mi szkoda tej dwójki, że masakra!
Mam nadzieję, że jakoś to wszystko się ułoży między nimi:)
Pozdrawiam:)
http://powrotyirozstania.blogspot.com/
Brak mi słów....
OdpowiedzUsuńKurcze kiedy oni będą w końcu szczśliwi..ja się pytam?!
Buziaki
:*
http://pamietnikzdortmundu.blogspot.com/