czwartek, 13 lutego 2014

6. Nie szukaj problemów, one same Cię znajdą.

Teraz już sam nie wiedział, czego chce. Kochał tę dziewczynę, był tego w pełni świadomy. Kochał każdy jej gest; jak bez przebierania w słowach rzuca wyzwiskami, jak się denerwuje, gdy coś się nie udaje, jak z trudnością, ale także wyjątkową szczerością, przeprasza, czy dziękuje. Ale wiedział, że nie może tego mieć. Mimo to owoc zakazany zawsze smakuje lepiej.
Stali w przejściu od kilku minut, wtuleni w siebie. Chłopak wciąż nie mógł pozbierać myśli, a także uspokoić swojego, bijącego jak oszalałe, serca.
Oderwała się od niego i zaczerwienionymi od łez oczami spojrzała na niego. W głowie miała wielki mętlik, a stojący przed nią brunet wcale jej nie pomagał. Otworzyła usta w celu wytłumaczenia mu, co tu robi, lecz młody Niemiec nie dopuścił jej do głosu. Delikatnie położył palec na jej wargach, a następnie złapał za rękę i zaprowadził do salonu.
Siedzieli w ciszy po dwóch stronach kanapy. Ona biła się z myślami, on również. Przecież jeszcze kilka godzin temu mówiła, że go nienawidzi, że nie chce znać. Jak dużo się zmieniło?
- Przepraszam - odezwała się, wpatrując się w sufit.
Nie wiedział, co odpowiedzieć. To był kolejny moment w jego życiu, gdy naprawdę nie miał pojęcia jak zareagować. Odwrócił głowę w jej stronę i z niedowierzaniem spoglądał na brunetkę, która skierowała wzrok w jego stronę.
- Gdy mówiłam, że Cię nienawidzę, nie miałam tego na myśli - wytłumaczyła, chociaż ta rozmowa dużo ją kosztowała. - To wszystko jest takie trudne.
Uśmiechnął się do niej delikatnie, tak jakby miało to pomóc, i przyciągnął do siebie, pozwalając się jej wtulić.
- Nikt nie mówił, że będzie łatwo - odparł po chwili.
- A ktoś mówił, że będzie tak cholernie ciężko? - oderwała się od niego i spojrzała prosto w oczy, ilustrując jego zachowanie. Spoglądał na nią w taki sposób, jaki Marco patrzył na nią. Z czułością, namiętnością, czasami współczuciem i żalem. - Mario?
Swoim spojrzeniem kazał kontynuować wywód: - Zrobisz coś dla mnie?
- Dla Ciebie zrobię prawie wszystko.
Znów nie taką odpowiedź chciała usłyszeć. Powoli uświadamiała sobie, że przychodzenie tutaj to nie był najlepszy pomysł. Potrzebowała wsparcia, bliskości, kogoś kto ją zrozumie, lecz nic więcej.
Zawahała się: - Prawie?
Wystraszył się, gdy tak przenikliwie spoglądała mu w oczy. Wstała z kanapy i ruszyła do drzwi. Jednak on nie pozwolił jej odejść. Złapał ją za rękę i odwrócił w swoją stronę. Dzieliły ich tylko milimetry. Wplótł rękę w jej brązowe włosy i pocałował czule. Dziewczyna była nieco zaskoczona, ale przywarła do niego całym ciałem i odwzajemniła jego pocałunek.
- Nigdy nie przestanę Cię kochać - wyszeptał.
Coś w niej pękło. Oboje dobrze wiedzieli, że to jeden z ich największych błędów, jednakże w tej chwili nie było to istotne. Liczyli się tylko oni, i chwila, która mogłaby trwać wieczność.
20-latka zderzyła się ze ścianą, nie odrywając się od bruneta ani na chwilę. Pocałunki stawały się coraz bardziej zachłanne i namiętne, a gdy Niemiec chciał pozbawić ją zwiewnej koszulki, którą miała na sobie, zwyciężył głos rozsądku, krzyczący, by nie robiła nic więcej. Energicznie poruszyła się w bok, strącając wiszące na ścianie zdjęcie. Szklana ramką, nim z hukiem rozbiła się o ziemię, delikatnie skaleczyła ramię dziewczyny.
- Nie! - krzyknęła i ze strachem w oczach spojrzała na bruneta. Dochodziło do niej, co przed chwilą zrobili i co chcieli zrobić.
- Proszę, uspokój się - powiedział łagodnie, chociaż i jemu było bardzo trudno. Drżącą dłonią, złapał na rękę dziewczyny, lecz ona natychmiast ją zabrała.
- Zostaw mnie! Dlaczego Ty to robisz? - zapytała retorycznie. - My nie umiemy się przyjaźnić. To wszystko nie miało prawa się wydarzyć. My nigdy nie mieliśmy się prawa spotkać.
Ruszyła w stronę drzwi, cała drżąc z emocji i napływu myśli. W głowie miała mętlik, jeszcze większy, niż zanim tu przyszła.
- Nie wyjdziesz stąd - zagrodził jej drogę. - Nie teraz, nie w takim stanie.

***

W Dortmundzie od rana panował wielki chaos komunikacyjny. Robert Lewandowski, nie dość, że później wyjechał z domu, utknął w ogromnym korku. Jednakże, był w wyjątkowo dobrym humorze. Cicho słuchał włączonego radia, które przeplatało się z odgłosami pracy silników i klaksonów zniecierpliwionych kierowców.
Po niecałych 20 minutach dotarł na przedmieścia Dortmundu, do bazy treningowej BVB. Otworzył bagażnik, wyciągnął torbę i ruszył ku szatni.
- Siema! - krzyknął radośnie, otwierając drzwi. - Widzieliście może dzisiaj Vik... - przerwał mu gest Kevina, który energicznie poruszył ręką i spojrzał na wiążącego buty, Marco. - Trenera jeszcze nie ma? Myślałem, że się spóźnię - zmienił temat i usiadł na swoim miejscu.
Marco uśmiechnął się ironicznie. Pragnął wiedzieć, co u niej. Jak się czuje, czy wszystko jest w porządku. Jednakże, każdy chciał, by o niej zapomniał. A on nie chciał wcale zapominać.
Dokończył czynność i wstał z miejsca.
- Nie krępujcie się, już mnie nie ma - rzekł smutno, zamykając drzwi, i już go nie było.
- Debilu! - Hummels rzucił w Lewego koszulką. - Co Ci znów strzeliło do tej durnej głowy?
Wszyscy znali Marco i Viktorię. Wszyscy wiedzieli, że się rozstali, nieliczni dlaczego. Każdy dostrzegał smutek malujący się na ich twarzach, i każdy chciał im w jakiś sposób pomóc.
- Zapomniałem! - tłumaczył się napastnik. - Chcę mu pomóc, tak samo jak wy. W końcu to nasz kumpel.
- Masz jakiś pomysł? - Lewy zbił wzrok w ścianę, intensywnie się zastanawiając, jednak nic nie przychodziło mu do głowy.
- Odpuść, daj im spokój - z zamyśleń wyrwał go głos Nuriego. - I Marco, i Viktorii.

***

Dzisiaj był środek lata, więc okienko transferowe zostało otwarte kilka dni temu. Borussię Dortmund postanowił zasilić serbski pomocnik, Milos Jojić, który aktualnie siedział na jednej z ławek i przyglądał się rozmowie nowych kolegów.
Viktoria, po nieprzespanej nocy, udała się również do centrum treningowego. Sama w domu nie mogła wytrzymać. Wyrzuty sumienia zagłuszały jej każde myśli.
- Cześć, jestem Miki - usiadła obok i podała swoją dłoń nowemu nabytkowi Dortmundu. - Miło mi Cię poznać - dodała w języku niemieckim, jednak mina piłkarza utwierdzała ją w przekonaniu, iż 21-latek nie do końca zrozumiał jej słowa.
- Milos.
- Jak Ci się tu podoba? - zwróciła się już po angielsku.
- Jest świetnie, czuję się jak w rodzinie. Naprawdę jestem szczęśliwy, że mogę tu być.
Uśmiechnęła, bynajmniej nie sztucznie. Cieszyły ją takie słowa, szczęście innego członka Borussii.
Spojrzała w kierunku wszystkich piłkarzy, stojących w kilkuosobowych grupach porozrzucanych po całym boisku. Rozmawiali, śmiali się, cieszyli życiem.
- Idź ktoś po koszulki! - z zamyśleń wyrwał ją głos jednego z kolegów.
- Chodź, oprowadzę Cię - wstała z ławki i zwróciła się do serbskiego pomocnika. Ten skinął głową na znak zgody. Szli żółtym korytarzem, na którego ścianach wisiały różnorodne obrazy. - Podoba Ci się w Dortmundzie? Znalazłeś już jakieś mieszkanie? - zaatakowała go ogromem pytań, gdy przemierzali kolejne zakręty.
- Tak, całkiem niedaleko stąd... - zaczął, lecz nie dokończył. Z niższą od niego dziewczyną, zderzył się brunet, którego skądś kojarzył. Zilustrował 20-latkę wzrokiem, a jej wyraz twarzy nie wskazywał, iż jest zadowolona z tego spotkania. Jednakże, zmusiła się do uśmiechu i posłała go w stronę chłopaka.
- O, Milos; to nasz były gracz, Mario - przestawiła Niemca nowemu graczowi, który również zdobył się na uśmiech.
- Miło mi, Milos - uścisnął dłoń 20-latka.
- Mi również - odrzekł, a następnie zwrócił się w stronę Polki. - Viktoria...
- Co Ty tu robisz? - natychmiast mu przerwała, nie dopuszczając go do słowa. - To nie ma sensu.
- Proszę Cię, nie chcę zostawić tego bez wyjaśnienia - złapał ją za rękę, nie zważając na obecność Serba. - Wiedź, że nie żałuję tego, co się stało.
Delikatnie zamknęła oczy, analizując jego słowa. Chciała wykrzyczeć, że nie potrzebnie tu przychodził, żeby już wracał, ale nie umiała. Nie umiała tego powiedzieć. 
- Dlaczego nie żałujesz? - rzekła po chwili.
- Bo tego chciałem - odparł bez ogródek. W przeciwieństwie do dziewczyny, nie bał się o tym mówić.
- Co ja mam Ci powiedzieć? Co chcesz usłyszeć? - podniosła głos. - Że nie żałuję? Żałuję jak cholera tego, że znów dałam Ci wejść do mojego życia.
- Powiedź, że będziesz szczęśliwa - po raz kolejny spokojnie wypowiadał swoje słowa. Był tak cholernie spokojny, a 20-latkę często wyprowadzało to z równowagi. - Beze mnie. 
Nie odpowiedziała mu, gdyż nie wiedziała, co ma odpowiedzieć. Wolała milczeć, niż powiedzieć o dwa słowa za dużo.
- Takim razie, weź to - sięgnął do kieszeni swoich spodni i wyciągnął rzecz dobrze jej znaną. Z którą wiązało się wiele wspomnień.
Zdziwiła się, że wciąż to ma. Przecież oddała mu ją jako symbol ich końca.

- To nic dla mnie nie znaczyło. Nie kocham Cię - odparła, czując, że oszukała samą sobie.
Wzięła do ręki torebkę i wyciągnęła z niej bransoletkę, na której widniał napis: Mario. Położyła ją na ławce, szepcząc na odchodne.
- Oddaje Ci to, nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. Teraz wiesz, co ja czułam. Zostaw mnie w spokoju, nie dam się po raz kolejny zranić - rzekła i odeszła, ocierając łzy.

Wcisnął jej przedmiot w dłoń i musnął jej policzek, szepcząc: - Nie zapomnij o mnie - i zniknął za zakrętem.
Wzięła głęboki oddech, tłumiąc swoje łzy, które zebrały się w kącikach jej oczów. Wydarzenia z ostatnich dni mocno ją wstrząsnęły, a kolejne problemy tylko ją dobijały.
- Wszystko w porządku? - z zamyśleń wyrwał ją głos 21-latka. Odgarnęła opadające na twarz włosy, i odwróciła się w kierunki chłopaka.
- Tak, jasne. W najlepszym - wymusiła uśmiech i ruszyli w stronę wyznaczonego celu. 

***

- Hej, Milos! Jak Ci się podoba u nas? - poczuł na swoim ramieniu rękę blondyna, którego natychmiast obdarzył uśmiechem. Nie przypominał chłopaka, jakim był o poranku. Smutnym, przygnębionym. 
- Cieszę się, że tu jestem - powtórzył słowa, które wypowiedział w kierunku Viktorii.
Zastanawiał się, kim ona mogła być. Stawiał, iż jest psycholog, zawsze otwartą i ciepłą, lecz nie był do końca pewien. Do tego dochodziła rozmowa z graczem monachijskiego klubu, z której niewiele zrozumiał. - Poznałem już wszystkich, dzisiaj nawet samego Mario Gotzego - dodał, jednak pożałował swoich słów. Mina dortmundzkiego pomocnika zmieniła się diametralnie, uświadamiając go, że nie powinien wspominać o odwiedzinach jego byłego kolegi.
- Co? Mario tu był? - zapytał od razu.
- Tak, rozmawiał z... Miki? - wyjaśnił pytającym tonem. Nie był pewny, czy dobrze zapamiętał jej imię. - Przynajmniej tak mi się przedstawiła.
Wewnątrz 23-latka zawrzało. Był wściekły na bruneta, który po raz kolejny wtrąca się w ich sprawy. Wiedział, jak bardzo Viktoria jest dla niego ważna, dlatego miał świadomość, iż ich rozstanie zachęciło go do ponownego zbliżenia się do niej.
- Ah, tak, tak... - udał niewzruszonego. Poklepał klubowego kolegę po plecach: - Dzięki za informację, do zobaczenia! - i pobiegł w kierunku szatni.

***

Nie zamierzał odpuścić, mimo rad innych. Sam dokładnie wiedział, co ma zrobić. Nie potrzebował pomocy, nie potrzebował nikogo prócz jej, i nie pozwoli jej sobie odebrać. Nie tak łatwo.
Z piskiem opon zatrzymał się przed mieszkaniem 21-latka. Trzaskając drzwiami, wybiegł z auta i pokierował się na górę. Nie liczył się już z nim. Dla niego ich przyjaźń była praktycznie skończona. Wygrała złość, nie zdrowy rozsądek.
Zadzwonił dzwonkiem; jeden raz, drugi raz, trzeci raz, lecz nikt nie raczył otworzyć drzwi. W furii walnął ręką w drewniane wejście.
- Marco? - Gotze nie krył zdziwienia z wizyty przyjaciela. Za kilka godzin ma lot powrotny do Monachium, z Reusem pożegnali się o poranku. 
- Jak mogłeś, skurwielu!? - rzucił się na niego, przypierając go do ściany. - Jak mogłeś mi to zrobić!? - krzyczał w złości.
- Uspokój się! - odepchnął go, i stanął naprzeciwko.
- Nie, nie będę, kurwa, spokojny! Czego nie rozumiesz w zdaniu: Dziewczyny przyjaciela się nie rusza, co?
W tej chwili również starał się zachować spokój, lecz przychodziło mu to z większym trudem. Nigdy nie widział Reusa w takim stanie, nigdy się tak nie zachowywał. 
- Nie zasługujesz na nią - odparł, chociaż wiedział, że nie powinien tego mówić. Czuł jednakże, iż jest to konfrontacja ich obu. Walka o Viktorię. 
Urodzony w Dortmundzie pomocnik nie wytrzymał. Kipiący złością blondyn postanowił przejść do rękoczynów i uderzył pięścią w twarz stojącego naprzeciw niego zawodnika Bayernu. Ten, nie mogąc uwierzyć w to, co się przed chwilą stało, pochylił się, próbując zatamować cieknącą strużkę krwi.
- Jesteś ostatnią osobą, która powinna to mówić - rzekł niewzruszony, wciąż nie docierało do niego to, co zrobił. - Wypierdalaj stąd! - krzyknął, a zdezorientowana mina przyjaciela nakazała mu kontynuować. - Rozumiesz? Zabieraj to - wskazał na stojące w kącie walizki - i wypierdalaj!
Nie miał ochoty na pozostanie w tym mieszkaniu ani chwili dłużej. Rzucił mordercze spojrzenie, trzasnął drzwiami i opuścił pomieszczenie. Dał upust swojej złości, więcej nic nie chciał. 
21-latek stał, wpatrując się w przestrzeń jeszcze przez chwilę. Nigdy nie sądził, iż kiedykolwiek dojdzie do takiej sytuacji. Że ich przyjaźń się tak skończy. Bo dla nich obu skończyła się definitywnie.
Z zamyśleń wyrwał go dźwięk kroków, stawianych na drewnianych stopniach. Odwrócił się, a widok, który ujrzał, sprawił, iż poczuł się jeszcze gorzej niż przed momentem. Jego dziewczyna, bo niewątpliwie do tego momentu nią była, ze łzami w oczach spoglądała na niego i jego obitą twarz. Doskonale wiedziała, co się stało, wiedziała także, dlaczego Marco tak zareagował.
Ściągnęła wiszącą na wieszaku bluzę, i chwyciła za klamkę. Jednak nie mogła wyjść tak bez wyjaśnień.
- Wciąż ją kochasz, a ja nie zamierzam być Twoją nagrodą pocieszenia - z trudem wydukała i wyszła z mieszkania. 

***

- Marco, stój! - wybiegła za wsiadającym do samochodu Reusem. Zauważywszy dziewczynę wyszedł z auta i oparł głowę o drzwi swojego pojazdu. - Uspokój się, nie możesz w takim stanie jechać.
Podeszła do niego, kładąc mu rękę na ramieniu. Nie chciała, by coś mu się stało, chociaż sama czuła, iż ledwo stoi na nogach. Kochała Mario, a świadomość, że jej uczucie może być nieodwzajemnione, rozrywało ją od środka.
- On mi zniszczył życie - odwrócił się w jej stronę, patrząc swoimi smutnymi oczyma. - On mi ją zabrał - dodał łamiącym głosem. Już nie był wściekły, teraz górę wzięła rozpacz.
Alana zrozumiała, ile Viktoria dla niego znaczy. Jak bardzo cierpi, gdy nie ma jej przy nim. Czuła dokładnie to samo, lecz w tym momencie chciała pomóc Reusowi.
- Chodź, jedziemy stąd - złapał ją za rękę i spojrzał prosto w oczy. Nikt się nie mylił, była zabójczo podobna do Milewskiej. Dlatego właśnie Gotze ją wybrał. Nie miał, co do tego wątpliwości. - Nie zostawię Cię tu - dodał, i wsiadł do auta. Młoda Niemka zrobiła to samo, i oboje ruszyli w kierunku mieszkania blondyna. Tacy sami, tak samo zranieni.

niedziela, 2 lutego 2014

5. Naj­częstszy ludzki błąd - nie prze­widzieć burzy w piękny czas.

Weszła do mieszkania, po cichu zamykając drzwi. Rozglądnęła się dookoła, lecz nie zauważyła właściciela, a tylko usłyszała odgłos uderzenia kropel wody pod prysznicem. Ściągnęła subtelny, czarny sweterek i skierowała się w stronę salonu. Usiadła na podłodze, opierając głowę o kanapę i wyczekując na swojego ukochanego, który wyszedł z łazienki, owinięty ręcznikiem. Ze zdziwieniem spojrzał na zmartwioną minę dziewczyny, która nie uraczyła go nawet spojrzeniem. Usiadł obok i z pytającym wzrokiem, ilustrował jej zachowanie.
- Czasami się zastanawiam... - zaczęła, nie odrywając wzroku od ściany. - Viktoria dalej dla Ciebie coś znaczy, prawda?
- Nie, skąd to pytanie? - od razu zaprzeczył, nerwowo przeczesując mokre włosy.
Serce zabiło mu szybciej, a w głowie zaczęło mnożyć się wiele pytań - bez odpowiedzi. 
- Mario, myślisz, że nie widzę, co się dzieje? - odwróciła głowę w jego stronę. - Jak na nią patrzysz? Poza tym, dlaczego mi nie powiedziałeś, że byliście ze sobą?
Wbił wzrok w podłogę. Zupełnie nie wiedział, co odpowiedzieć. Myślał, że nie dowie się o jego przeszłości, która niewątpliwie mogła wpłynąć na ich relacje.
- Bo to nieistotne? - odpowiedział pytaniem na pytanie. - Nie chcę wracać to tych wspomnień. Właściwie, my nie byliśmy razem. Ciężko zdefiniować tę relację.
- Co nie zmienia faktu, że ją kochałeś. I dlatego wyjechałeś do Monachium, gdzie poznałeś mnie - stwierdziła, nie pytając. Ona wiedziała, jak ciężko się odkochać. W rzeczywistości przeżyła podobne wydarzenia, co 20-latek. Więc dlaczego zadręcza go pytaniami, chociaż sama wiedziała, jak to boli? - Jestem tylko Twoją nagrodą pocieszenia?
Zabolało go. Bolały te słowa, bolało go, że może myśleć w taki sposób. Wszystko doprowadzało go do jeszcze większego przeświadczenia, iż rani swoich najbliższych, oczywiście nieumyślnie.
- Kochanie, ile razy mam powtarzać, że nie liczy się dla mnie to, co było w Dortmundzie - odparł, obejmując ją, ciągle wilgotnym, ramieniem. - Chcę żyć dalej, żyć z Tobą, rozumiesz? - zwrócił się do niej, a uśmiech, który zagościł na jej twarzy, uświadomił go, że zrozumiała wypowiedziane słowa; ale czy On to pojmował?

***

Delikatnie pchnęła szklane drzwi, które prowadziły na taras. Zważywszy na dość późną porę, zderzyła się z chłodnym, aczkolwiek przyjemnym, chłodem. Niebo było spowite niewielkimi, rozszarpanymi chmurami. Dokładnie tak jak jej serce. Usiadła na jednym ze stopni i oparła się o jeden z filarów. Wyszła z mieszkania Reusa kilka godzin temu, lecz wciąż nie mogła uwierzyć, ale także pojąć tego co się wydarzyło. Nigdy w swoim życiu rozstanie nie bolało ją tak bardzo, chociaż wrażenie może być całkiem inne. Przecież jej były chłopak zdradził ją z jej najlepszą przyjaciółką? Jednak wtedy liczyła się z tym, że ich związek nie będzie wieczny. Oboje byli dziećmi, nastolatkami, którzy chcieli żyć beztrosko, od imprezy do imprezy. Teraz miało być inaczej. Mieli spędzić ze sobą całe życie, razem się wspierając. Rzeczywistość okazała się jednak brutalniejsza niż zakładała przedtem.
Z zamyśleń wyrwał ją donośny głos jej brata oraz śmiech taty, jednak nie zrobiło na niej to większego wrażenia. Nadal pusto spoglądała na horyzont i drżąc - z zimna oraz emocji, które wciąż nie opadły.
- Wszystko wyszłoby fajnie, gdyby ten idiota nie wstał. Byś to widział, nie mogliśmy ze śmiechu, mówię Ci - żywie opowiadał Alan, otwierając drzwi i zanosząc się śmiechem.
- Synek, czasami się zastanawiam, czy Ty i Twoi koledzy jesteście tacy głupi, czy tylko udajecie - skomentował 46-latek.
W przedpokoju, łączącym się z obszernym salonem, rozbrzmiał dzwonek telefonu. Młody chłopak pośpiesznie wyciągnął urządzenie z kieszeni, a na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech. 
- Dzięki - zwrócił się do swojego ojca. - Lecę na górę, bo mnie Lisa... - wskazał na dzwoniący telefon i pobiegł na górę, by w spokoju porozmawiać ze swoją dziewczyną.
Trener czarno-żółtych odłożył na miejsce swoje dokumenty i pokierował się w kierunku kuchni. Jednakże, nie dotarł tam. Wzrok przykuł widok szczupłej osóbki, skulonej na tarasie, podziwiającej zachodzące słońce. Rzucił klubową bluzę na kanapę i podszedł do swojej córki. W głębi duszy zaintrygował ją widok 20-latki, ale także zaniepokoił. Odwróciła wzrok w jego stronę, a pełne żalu oczy, utwierdziły go w przekonaniu, iż w życiu młodej kobiety musiało się coś wydarzyć. Uśmiechnął się, czekając, aż dziewczyna odwzajemni gest - nieskutecznie.
Spuściła głową, pozwalając długim włosom zakryć twarz, na którym wciąż malował się ból. Prosiła samą siebie, by nie zacząć płakać, ale przenikliwy wzrok 46-latka, skutecznie to uniemożliwiał.
- Kochanie, coś się stało? - zapytał po chwili męczącej ciszy. 20-latka zacisnęła wargi, a w jej oczach zagościły łzy. - Pokłóciłaś się z Marco? - Niezawodna intuicja. Dla Viktorii: Pieprzona niezawodna intuicja. Nie była w stanie o tym myśleć, a co dopiero mówić. Jednak czuła, że to jest odpowiedni moment, nie może tego ukrywać w nieskończoność.
Podniosła głowę i spojrzała przed siebie. To było tylko kilka słów, jednak przez jej głowę przeszło również kilka kłamstw, które mogłyby być lepszym rozwiązaniem niż prawda. Bo przecież prawda nie zawsze jest najlepsza.
Pokręciła głową i, biorąc głęboki oddech, wydukała: - Rozstaliśmy się.

***

- Wiedziałem, że tak będzie! - krzyknął, uderzając dłonią w stół tak mocno, że owy odgłos rozniósł się po mieszkaniu Turka. Młody mężczyzna gwałtownie wstał i nerwowo chodził po pokoju.
- Uspokój się, to nic nie zmieni.
Sahin chciał złagodzić sytuacje, chociaż sam nie był oazą spokoju. Po raz kolejny przeżywał praktycznie to samo, dlatego wiedział, że impulsywne działanie nie jest najlepsze. Proszącym wzrokiem starał się zmusić Alana do opanowania emocji, jednakże to nie przynosiło oczekiwanych skutków.
- Nie będę stał i przyglądał się, jak moja siostra płacze przez tego idiotę! - krzyknął po raz kolejny.
Wziął leżącą na komodzie czerwoną bluzę i zarzucił na ramię. Obdarzył pomocnika Dortmundu chłodnym spojrzeniem i ruszył w stronę drzwi. Sahin poderwał się z kanapy. Nie sądził, żeby rozmowa z Marco była najlepszym rozwiązaniem. Zdawał sobie sprawę, iż blondyn cierpi nie mniej niż Viktoria.
- Daj spokój! - zagrodził mu drogę. - Dla Marco jest tak samo ciężko. Zrozum, oni potrzebują czasu. Oboje.

***

Siedziała na parapecie swojego pokoju, zaszywając się w ciemnościach, po rozmowie z tatą. Wciąż rozmyślała, chociaż bardziej były to puste myśli, bez głębszego przesłania. Bo jakież ono miało by być? Dla niej świat się skończył. Przynajmniej tak się wydawało.
Zsunęła się z niewygodnego miejsca, które zajmowała od dłuższego czasu. W pokoju panowała ciemność, jedynie uliczne latarnie dostarczały trochę światła. Podeszła do komody i delikatnie pociągnęła za sznurek, wypełniając pomieszczenie przyjemną jasnością. Subtelnie przejechała palcem po drewnianej powierzchni tak, jakby czas miał się zatrzymać. Ale się nie zatrzymał. Biegł dalej, nie oszczędzając nikogo.
Wzięła do ręki ramkę z jednym ze zdjęć. Na owej półce było ich kilka, gdyż uwielbiała je przeglądać, jednak to było wyjątkowe. Uśmiechnęła się delikatnie na wspomnienie z tamtej nocy.

dwa miesiące wcześniej...
Przechadzali się piękną, chorwacką promenadą, podziwiając zachodzące słońce. Fale uderzały o brzeg, a chłodny wiatr okalał ich twarze.
- Chodź, zrobię Ci zdjęcie - zarządził Reus, wyciągając z kieszeni spodni telefon. Viktoria zaśmiała się, i wyrywając mu urządzenie, pobiegła do pary staruszków. Uprzejmie zwracając się w języku angielskim poprosiła o zrobienie fotografii, chociaż nie była pewna, czy owa para zrozumiała cokolwiek. Serdecznie uśmiechnęli się, co jedynie oznaczało zgodę.
- Co się patrzysz? Uśmiechnij się! - Marco roześmiał się i objął 20-latkę. To był jeden z momentów, które będzie pamiętał do końca życia.
Sympatyczna para oddała właścicielowi telefon i rzekła: - Szczęścia! - w języku chorwackim.


Odłożyła zdjęcie szkłem do dołu. Zbyt wiele kosztowało ją patrzenie na ową fotografię. Na dwójkę zakochanych w sobie ludzi, roześmianych, cieszących się życiem. A przecież nie było to tak dawno, jednakże zbyt wiele się zmieniło, by wciąż było tak samo.
Odgarnęła długie włosy ze swojego karku, delikatnie się pochylając. Rozpięła zapięcie od naszyjnika, którego nie ściągała od kilku miesięcy. Złota, subtelna literka M, która nieprzerwanie zdobiła jej szyję, zbyt wiele jej przypominała. Ścisnęła ją w dłoni, a następnie odłożyła obok leżącego zdjęcia, i niepostrzeżenie wyszła z pokoju.


***

- Co Ty tu robisz? - wydukał zaskoczony Alan. Reus, nie zważając na przyjaciela, wszedł do mieszkania.
- Jest Viktoria? - zapytał ledwie panując nad emocjami. Nie mógł siedzieć bezczynnie w domu, rozmyślając o swoich błędach i godząc się z rzeczywistością.
- Jesteś pierdolonym idiotą, nie potrzebnie się fatygowałeś, z pewnością nie chce Cię widzieć - odparł, stojąc twarzą w twarz z dortmundzkim pomocnikiem. Oboje byli dorosłymi mężczyznami, więc mocne słowa nie robiły na nich wielkiego wrażenia.
Reus pokręcił głową, wykazując swoje zlekceważenie dla słów przyjaciela, i pobiegł na górę. Zatrzymał się przed samymi drzwiami. Bał się tego spotkania. Bał się, tego co zastanie. Powoli otworzył drzwi, przyzwyczajając oczy do ciemności. Wszedł do pomieszczenia, w którym był wiele razy, lecz nigdy nie w takich okolicznościach. Ale tam nikogo nie było. Zastał tylko naszyjnik, który podarował jej kilka miesięcy temu. Obok leżało zdjęcie, które z wielkim żalem podniósł, by następnie cisnąć nim o komodę, sprawiając ze szkło pękło. Tak samo jak jego serce. Wyszedł. Zastanawiając się, czy kiedykolwiek wróci.

***

Nie zważając na nikogo wyszła z domu. Szła ciemnymi uliczkami, w uprzednio wyznaczonym celu. Była świadoma, że robi źle, że pogarsza tylko swoją sytuacje, że pakuje się w kolejne kłopoty. Ale przecież wciąż nic się nie nauczyła. Dalej popełniała te same błędy, dalej tak samo cierpiała i dalej nie wyciągała żadnych wniosków.
Weszła po schodach i stanęła przed drzwiami. Nacisnęła dzwonek i ze spuszczoną głową oczekiwała gospodarza. Słyszała kroki, a następnie dźwięk zamka.
- Miki? - zapytał ze zdziwieniem w głosie. Była ostatnią osobą, której się spodziewał. Od kilku godzin rozmyślał o niej, o jej słowach, o tym jak bardzo go nienawidzi.
- Jesteś sam? - podniosła wzrok, a do jej oczy znów napłynęły łzy. Pomocnik Bayernu Monachium, wciąż nieświadomy, przytaknął głową. Złapał ją za rękę, której o dziwo nie zabrała, i zamknął drzwi. Dziewczyna rozpłakała się i wtuliła w piłkarza, który w pierwszej chwili nie wiedział, jak się zachować, jednakże objął ją mocno, tak jakby miało to wyleczyć jej złamane serce. A co z jego sercem, które przy niej znów biło jak oszalałe? Oboje byli pełni sprzeczności, która prowadziła do jeszcze większych problemów, o czym przekonają się sami... Ale człowiek uczy się na błędach, tak?