piątek, 17 października 2014

9. Istnieć nie znaczy żyć.

Zatrzymała samochód, gdy zauważyła czerwone światło, które raziło jej ciemne tęczówki. Momentalnie otrząsnęła się słysząc pisk swoich opon. Po raz kolejny zdarzyło się jej wyłączyć, a prowadząc auto, było to dość ryzykowne. Skarciła się w myślach za nieodpowiedzialne odpłynięcie.
Ścisnęła mocniej kierownicę, słysząc dźwięk klaksonu brzmiącego w jej uszach. Wzięła głęboki wdech i spojrzała na telefon leżący między siedzeniami. Była 9 rano, a ona nie spała od co najmniej czterech godzin.
Widząc zmieniające się światło, ruszyła przed siebie kierując się na stadion. Poprawiła swoje ciemne okulary, gdyż słońce o tej porze znajdowało się dość nisko, skutecznie oślepiając kierowców.
Nie umiała skupić się na drodze. Jej myśli zajmował ciągle niewysoki brunet i jego przyjaciel. Obaj nie mogli wyjść z jej głowy.
Już bez większych problemów dojechała do wyznaczonego celu. Serdecznie uśmiechnęła się zza szyby do starszego pana, który wpuścił ją na podziemny parking, gdzie od kilku godzin stały drogie samochody piłkarzy. Już jutro zmierzą się w pierwszym meczu o stawkę w sezonie. Borussia podejmie aktualnego mistrza Niemiec - Bayern Monachium, a oba zespoły walczyć będą o Superpuchar.
Zabrała z auta telefon, kluczyki i dokumenty, uprzednio wrzucając ciemne szkła do schowka. Skierowała kroki w kierunku schodów prowadzących do zawiłych korytarzy Westfalenstadion. Mijała ludzi, którzy biegali śpiesznie. Czuć było atmosferę zbliżającego się spotkania. Każdy był zajęty, zestresowany, każdy wykonywał polecenia i starał się zrobić to, o co został poproszony.
Szła szarym korytarzem. Za zakrętem ujrzała znaną postać, której się tutaj absolutnie nie spodziewała. Uśmiechnęła się do bruneta i zatrzymała, witając się serdecznie.
- Miło Cię widzieć - powiedziała, bynajmniej nie sztucznie. - Co Cię tu sprowadza? - dodała opierając się ramieniem o ścianę, przy której stała.
- Studia - Max odpowiedział krótko, obdarzając ją uśmiechem. Był pozytywnym człowiekiem, z którego biła radość. - Praktyki, sama wiesz.
Pokiwała głową. Już chciała zadać kolejne pytanie swojemu koledze z uczelni, lecz usłyszała szybkie kroki. Odwracała się, by zobaczyć, kto tak bardzo się śpieszy, lecz poczuła, że owa osoba właśnie na nią wpada. W lekkiej konsternacji przycisnęła się plecami do ściany, aby przepuścić młodego mężczyznę. Był wściekły, dodatkowo też mocno spóźniony.
Spojrzała na niego, a on obdarzył ją wzrokiem pełnym złości. Nie powiedział nawet krótkiego przepraszam, tylko zacisnął pięść i poprawił spadającą z ramienia torbę. Ruszył dalej, zostawiając dziewczynę w niemałym szoku. Rzadko widziała, by się tak zachowywał. Ba, prawie nigdy.
Poprawiła swoje włosy opadające na twarz i spojrzała na równie zdziwionego Maxa. Wahał się, czy zapytać się Viktorii, o całą to sytuację, ale ona go uprzedziła. Podniosła dłonie na wysokość ramion, w geście wyrażającym, iż wycofuje się. Nie chciała, by pytał. Naprawdę pragnęła się od tego wszystkiego odciąć.
- Pójdę już - wskazała palcem w kierunku drzwi znajdujących się na końcu korytarza.
I szybkim krokiem udała się w wyznaczonym celu.

***

Weszła do małego pokoju, gdzie znajdowała się para drzwi do innych gabinetów. Za biurkiem siedziała starsza kobieta, którą młoda dziewczyna znała bardzo dobrze. Odkąd jej tata został trenerem czarno-żółtych, zawsze poświęcała chwilę, by przy herbacie moment z nią porozmawiać. Jedna z wielu sekretarek, jakie zatrudnia klub, uśmiechnęła się widząc Viktorię. Dziewczyna podeszła do biurka i usiadła na krześle, uprzednio witając się ze starszą panią.
- Chcesz może coś do picia? - zapytała wstając od biurka. Dla Viktorii była ona jedną z najbardziej ciepłych i serdecznych osób, jakie znała. Dlatego tak spędzała tutaj czas.
- Dziękuję, ale mam trochę na głowie - grzecznie odmówiła, odprowadzając ją wzrokiem. Wyszła z pomieszczenia, jednak chwilę potem wróciła, kładąc na stół kilka teczek z dokumentami. Zajęła swoje miejsce, a widząc, że dziewczyna chce odejść, delikatnie złapała ją za rękę. Zdezorientowana usiadła ponownie, uważnie obserwując szukającą czegoś w szufladzie kobietę. Zaśmiała się, widać jak nieporadnie przeszukuje stery papieru, jednak po chwili uśmiech zeszedł jej z twarzy.
- Myślę, że powinnaś wiedzieć - powiedziała z troska w głosie i położyła złożoną w pół gazetę przed dziewczyną. Dotknęła jej dłoni, by dodać otuchy. Martwiła się o nią.
Oparła się o krzesło, biorąc do ręki artykuł. Kobieta obserwowała zmieniający się wyraz twarzy brunetki. Długo zastanawiała się, czy pokazać to dziewczynie, czy może zataić. Sama wpadała w smutek, widać szklące się oczy Viktorii.
Podłożyła gazetę na kolana i oparła łokcie o biurko, wkładając dłonie we włosy, tak by pozwolić im zakryć twarz. Przez chwilę siedziała w szoku, ale wiedziała, że tak tego nie zostawi. Zbyt silny miała charakter, by na to pozwolić.
Wstała, tym razem kobieta nie próbowała jej zatrzymywać, i wyszła z pomieszczenia, udając się w kierunku szatni. Wiedziała, że Reus jeszcze tam będzie, prawdopodobnie sam, gdyż spóźnił się na trening.
Mocno pociągnęła za klamkę i weszła do pomieszczenia. Siedział praktycznie przy drzwiach i wiązał buty. Podniósł głowę i spojrzał zaskoczony na dziewczynę.
- Jak możesz być takim idiotą?! - krzyknęła ze wściekłością. W mgnieniu oka, cały jej smutek i rozżalenie przerodziło się w gniew. Wszystkie emocje, które nią targały od dłuższego czasu, właśnie uciekły.
- Słucham? - wstał z ławki. Udawał, ze nie wie, o czym mowa, i z przesadna pewnością siebie obserwował reakcję dziewczyny.
- Doskonale wiesz, o czym mówię! - rzuciła w niego trzymaną w dłoni gazetą. Spojrzał na nią wzrokiem pełnym nienawiści, mimo tego, że wciąż kochał ją najmocniej na świecie. - Dlaczego to zrobiłeś? - Nie czekała na jego odpowiedź. - Dlaczego opowiedziałeś o naszym życiu dla jakiegoś dziennikarza?
Zamilknął. Miał dwie opcje, dalej zachowywać się, tak jakby nie miało to dla niego znaczenia, tak, jakby to Viktoria była winna jego nieszczęścia, czy okazać, to co naprawdę czuje. Jednak nie miał odwagi tego zrobić.
- To moja sprawa - odpowiedział lekceważąco i odwrócił się w kierunku szafek. Położył nogę na ławce i dokończył wiązanie butów. Chciał, by już wyszła. Doskonale wiedział, że ją rani, mimo tego, dalej się tak zachowywał. Czasami miał wrażenie, że po prostu stracił rozum.  
- To sprawa naszej dwójki i nie rozumiem, dlaczego podzieliłeś się tym z całym krajem!
Zaśmiał się ironicznie i odwrócił głowę w jej kierunku, wciąż trzymając jedną nogę na ławce i pochylając się.
- Chyba trójki - poprawił ją, mając na myśli swojego przyjaciela.
Zacisnęła wargi na samo wspomnienie minionych wydarzeń. To wszystko działo się tak szybko, tak dużo sprzecznych emocji nią targało, tworzyło swoistą mieszankę wybuchową. Zbyt wielu ludzi było w to zamieszanych, zbyt wiele charakterów musiało ze sobą walczyć. A ona kroczyła od ściany do ściany i szukała wyjścia.
- Przestań, przecież wiesz, że to niepraw... - nie dał jej dokończyć. Wciąż zwrócony w kierunku szafki, uderzył w nią z całej siły. Teraz i on przestał panować nad sobą. Energicznie odwrócił się w stronę dziewczyny.
- To nie jest prawda?! - krzyknął. - To co w takim razie nią jest?! Zobacz okładkę każdej gazety! Cudowni jesteście oboje, wiesz?
- Nie mam zamiaru z Tobą dłużej rozmawiać - szybko odwróciła się na pięcie, chcąc wyjść. Blondyn jednak szarpnął ją za rękę i uniemożliwił odejście. Włosy opadły jej na twarz. Spoglądała na młodego Niemca wzrokiem pełnym złości.
- On Cię bardzo kocha - powiedział głosem pełnym wyrzutu. Tak, jakby miał żal go Gotzego, ale także Viktorii. Zachowywał się coraz bardziej irracjonalnie.
Drzwi do szatni się otworzyły, a w nich stanął Mats, który przyszedł po swojego kolegę. Dziewczyna wyrwała swoją dłoń i wyszła z szatni, kompletnie ignorując Hummelsa. Odprowadził wzrokiem brunetkę, a następnie zdezorientowany spojrzał na Reusa. Młody Niemiec nie miał zamiaru wyjaśniać niczego, dlatego równie wściekły, jak Viktoria, opuścił pomieszczenie.

***

Z dużą prędkością przemierzał jedną z niemieckich autostrad, co chwila wyprzedzając inne auta, których kierowcy, widząc zawrotnie mknący samochód, czasami głośno trąbili. Zupełnie go to nie obchodziło. To, co myślą inni ludzie, czy to, co mówią. Obrał nowy cel i zamierzał go wypełnić.
Jedną dłoń oderwał od kierownicy i włożył do leżącej na siedzeniu obok torby. Wyciągnął swój telefon. 13:30, Vapiano, Mönchengladbach. Powinno Cię zainteresować. Mario.

***
Siedział od godziny w jednej z restauracji znajdującej się w centrum miasta. Nerwowo spoglądał raz na swój zegarek, a później na drzwi. Miał coraz gorsze przeczucia. Już po raz kolejny rzucił wszystko na jedną kartę, i nie pierwszy raz się zawiódł. Sięgnął do kieszeni swojej bluzy, by wyciągnąć telefon. Spojrzał na wyświetlacz. Trener Cię zabije, idioto - brzmiała jedna z wiadomości. Już chciał wysłać kilka słów od siebie, gdy usłyszał otwierające się drzwi. W nich stała wysoka blondynka, które nie widział dość długi czas i wcale tego nie żałował. Rozglądnęła się po pomieszczeniu, a zauważając niewysokiego bruneta, usiadła na przeciwko niego. Nie była zadowolona z tego spotkania, mimo to przyszła.
- Więc? - zaczęła pierwsza, przerywając nerwową ciszę. Odkąd tu przyszedł układał w głowie milion scenariuszy, ale teraz miał kompletną pustkę. - Czego chcesz ode mnie? - ponowiła swoje pytanie, widząc, że Niemiec nie odzywa się. Zirytowała się, a on w nerwowym geście przeczesał swoje włosy. Wziął głęboki oddech i przeszedł do rzeczy. 
- Powiedz, że kłamałaś - odłożył filiżankę z kawą na bok i oparł się łokciami o stolik. Był zdenerwowany, ale jednocześnie stanowczy. Z grobową miną spoglądał na nią, nie okazując żadnych emocji. Nie mógł pozwolić, by miała nad nim przewagę, mimo to, czuł, że jest ona trudnym przeciwnikiem. - Że sobie wszystko wymyśliłaś.
Zaśmiała się na jego słowa i spojrzała z lekceważącą miną.
- Niepotrzebnie się fatygowałeś - położyła dłonie na drewniany stoliku, demonstrując swoje niezadowolenie oraz chęć wyjścia.
Spojrzał na nią spod wachlarza swoich ciemnych rzęs. Zacisnął wargi ze złością.
- Ile? - zdziwiła się jego pytaniem. - Ile chcesz? - powtórzył widząc zdezorientowanie blondynki.

***

Z dwoma wielkimi pudłami w rekach, starała się łokciem otworzyć klamkę do drzwi. Dzisiaj był nowy dzień, a ona starała się zapomnieć o wszystkich wydarzeniach z wczoraj. Zajęła się przygotowywaniami do meczu, by nie siedzieć bezczynnie. Krążyła od trybuny do schowka, gdzie znajdowały się flagi, które eksponują kibice podczas meczu.
Mijała wszystkich ludzi, takich jak ona, starających zrobić wszystko, by pomoc swojej ukochanej drużynie. Ale według niej tylko istniała, nie żyła. Nie cieszyła się tak jak dawniej. A z przyjazdem bawarskiego klubu wiązała jeszcze gorsze przeczucia.

***
Siedziała na ławce rezerwowych, na ostatnim siedzeniu od prawej strony. To miejsce zazwyczaj zajmowała. Z zaciekawieniem oglądała spotkanie, wymieniała uwagi z siedzącymi obok kolegami, bądź obserwowała coraz bardziej zdenerwowanego trenera. Spotkanie było wyrównane, z lekkim wskazaniem na drużynę gości. Gdy sędzia zagwizdał, informując o przerwie między połowami, wszyscy w ekspresowym tempie udali się do szatni. Ona została na ławce, podnosząc z ziemi magazyn dotyczący spotkania. Z lektury wyrwała ją głośna wrzawa, wskazująca na fakt, iż zawodnicy właśnie ponownie wybiegli na murawę. Odłożyła czarno-żółtą publikację i uśmiechnęła się do siadającego obok Erika Durma.
Spojrzała na zegar wiszący ponad trybuną, który wskazywał 60 minutę spotkania i wynik 0:0. Przetarła nerwowo twarz, denerwując się podobnie do jej taty. Pierwszy mecz w sezonie nie był wprawdzie ważny, ale każde zwycięstwo cieszyło wszystkich związanych w Borussią.
Zamyśliła się na chwilę, a na ziemię sprowadził ją głośny krzyk. Siedzący obok zawodnicy poderwali się do przodu i wyskoczyli na murawę. Kibice zaczęli gwizdać, a podchodzący do sędziego szkoleniowiec BVB, wpadł w furię. Wychyliła głowę zza stojącego i nerwowo wymachującego rękami, Durma. Prowadzący spotkanie arbiter odchodził od rozemocjonowanych piłkarzy, który z pretensjami naskakiwali na niego. Zielonooki, lewy obrońca czarno-żółtych spojrzał na zaskoczoną dziewczynę, a ona odwzajemniła się pytającym wzrokiem. Nie widziała, co się stało. Wstała z ławki i chciała podejść bliżej, ale Durm pociągnął ją za rękę. Niemniej jednak, nie przeszkodziło jej to w zobaczeniu całej sytuacji. Za linią autową, prawie pod elektronicznymi reklamami, z bólu zwijał się zawodnik z numerem 11. Starała się zobaczyć więcej, chociaż biegający zawodnicy, trenerzy, sędziowie, lekarze, skutecznie to uniemożliwiali. Widziała tylko jego zakrytą dłonią twarz. Odwróciła się plecami do całej sytuacji. Z powrotem usiadła na ławce, ściskając nerwowo swoje kciuki. Reus, z pomocą lekarzy, zszedł do szatni, a jego miejsce zajął Milos Jojic. 
Mecz został wznowiony, mimo tego Viktoria absolutnie nie śledziła jego przebiegu. Serce waliło jej jak oszalałe, nie mogła się uspokoić. Jej nerwowe zachowanie zauważył Durm, który położył swoją dłoń na jej udzie, i spojrzał wzrokiem pełnym współczucia.
Pokiwała głową na boki i wstała z miejsca, nie zważając na spotkanie. Spuściła głowę w dół i szybkim krokiem udała się w kierunku tunelu. Odwróciła się za siebie, a widząc, iż nikt jej nie obserwuje, zaczęła biec.
Szybko pokonała schody i dotarła do korytarza, w którym znajdowały się drzwi do szatni - gości, jak i gospodarzy, a także innych wiele pomieszczeń. Doskonale wiedziała, gdzie jest Marco. Złapała za klamkę, jednak zatrzymała się na kilka sekund. Zastanawiała się, czy robi dobrze. W końcu zebrała się na odwagę i weszła do pomieszczenia. Był to mały, biały pokój, z jednym łóżkiem dla fizjoterapeutów. Siedział sam, trzymając się za nadgarstek. Lewa kostkę miał również opatrzoną.
Podniósł wzrok i zdziwiony spojrzał na dziewczynę. Szkliły jej się oczy, widząc tak smutnego piłkarza. Nie odzywając się, usiadła obok niego. Tak po prostu, tego nie umiała wyjaśnić. Nikt nie potrafił.
Siedzieli w ciszy, on wciąż trzymał swoją obolałą rękę, ona wbiła wzrok w podłogę.
- Mocno boli? - odezwała się w końcu, ujmując jego dłoń. Zasyczał z bólu, a ona przepraszającym wzrokiem spojrzała na niego. Pokręcił głową na boki, udając, że wszystko jest w porządku. A absolutnie tak nie było.
Kilka minut później, oboje usłyszeli kolejną, potężną wrzawę, tak, że bez wątpienia było ją słychać kilometry od stadionu. Przeraźliwa porcja gwizdów przenikała przez mury, wywołując gęsią skórkę.
Doskonale wiedzieli, czym jest to spowodowane. Gotze, z racji opuszczenia przedmeczowego zgrupowania, spotkanie rozpoczął na ławce. Remis, niezbyt dobra gra Bawarczyków, zmusiła trenera do przeprowadzenia zmiany. Gwizdy ucichły, ale tylko na chwilę.
Viktoria zamknęła oczy, a jej ciało przeszedł niemiły dreszcz. Około trzech minut później, po raz kolejny usłyszała wielki hałas. Do jej uszu doszedł odgłos bitego szkła i kilku ostrych, niemieckich przekleństw, mający źródło na korytarzu za drzwiami. Torschütze (z niem. zdobywca gola), Mario Gotze - powiedział stadionowy spiker.
Spuściła głowę jeszcze niżej, a jej ciemne włosy zakryły twarz. Znów dostała od życia kolejny cios. Nie miała sił udawać, że wszystko jest dobrze. Uśmiechać się do ludzi, zapewniać, że czuje się fantastycznie, bo wcale tak nie było. A Reus był jedną z osób, przy których była prawdziwa.
Rozpłakała się, nie chcąc już niczego ukrywać. Tym razem ona miała wrażenie, że przegrywa w tę grę.
Blondyn odwrócił głowę w jej kierunku. Podniósł swoją kontuzjowaną dłoń i objął dziewczynę, nie zważając na ból. Przyciągnął do siebie, a ona wcale nie protestowała. Siedzieli tak przed kilka minut.
Mokre od łez włosy przykleiły jej się do czerwonych polików. Zignorowała to, oderwała się od niego i słysząc końcowy gwizdek, bez żadnego słowa, wyszła z pomieszczenia, zostawiając Reusa samego.

***

Miała okropny mętlik w głowie. Całe ciało drżało jej z emocji. Nie mogła się opanować, zachowywała się, jakby znalazła się w równoległym świecie. Ile razy przekraczała swoje granice, myśląc, że dalej posunąć się już nie może? Z każdym kolejnym dniem dochodziła głębiej, zastanawiając się, czy w końcu po prostu nie zwariuje.
Po kilku minutach wróciła do korytarza, w którym - oprócz drzwi do różnych pomieszczeń, w tym szatni - były schody prowadzące na murawę. Ruszyła w ich stronę.
Złapała się żółtej barierki i schodziła na dół. Podążała tam zupełnie bez celu, nie umiała znaleźć sobie miejsca.
Przemierzając zakręt na schodach, usłyszała odgłos kroków stawianych piłkarskimi butami z metalowymi wkrętami. Momentalnie odwróciła się na pięcie i szybko zaczęła pokonywać schody z powrotem.
- Hej, hej! - krzyknął, zauważając jej brązowe włosy i ruszył za nią w pogoń, przeskakując po trzy schodki na raz. Zignorowała go. Niemniej jednak był od niej dwukrotnie szybszy. Nie miała zamiaru się zatrzymywać, mimo tego, dogonił ją. Złapał za rękę i odwrócił w swoją stronę. Chciała się wyrwać, ale trzymał ją na tyle mocno, że nie mogła tego zrobić.
Spojrzał w jej oczy, przepełnione smutkiem i rozżaleniem. Jakby widział swoje odbicie.
Dotknął jej mokrego policzka, odklejając kilka kosmyków włosów. Nie musiał pytać, dlaczego płacze. Doskonale wiedział, że ma to związek z sytuacją, w której się znaleźli. Sytuacją praktycznie bez wyjścia.
Wciąż trzymał jej rękę, bojąc się, że ucieknie. Nie mógł dobrać słów, które wyraziłby jego uczucia.
- Viktoria... - odezwał się cicho, żałosnym głosem. Jakby chciał przeprosić za to wszystko.
Odwróciła głowę w bok i zacisnęła wargi. Z bólem włożyła swoją dłoń w potargane już włosy, ścinając ją mocno. Nie chciała niego patrzeć. Zmęczonego, z potarganymi włosami, tygodniowym zarostem, w bawarskim trykocie, patrzącego na nią z żalem i smutkiem. Byli młodymi ludźmi, którym nie brakowało niczego. Dlaczego nie mogli się cieszyć szczęściem?
Wbiła wzrok w powoli otwierające się drzwi, na przeciwko których stała. Gotze również się odwrócił. Spojrzenia dziewczyny i blondyna skrzyżowały się. Ona w oczach miała łzy, on spoglądał na nią z pogardą. Znów był kimś innym, niż jeszcze kilka minut temu. Delikatnie zamknął drzwi i po raz kolejny spojrzał z zimnym wzrokiem na dziewczynę. Nieświadomie chciał wpędzić ją w poczucie winy, co stopniowo mu się udawało. Bruneta stojącego tuż przy Viktorii starał się nie dostrzegać. Chociaż jego zachowanie było spowodowane jego obecnością. Znów z nim przegrywał, a tego nie mógł znieść. 
Zszedł w dół, zostawiając dwójkę samą. Gotze odwrócił się w kierunku brunetki.
- Daj mi spokój, proszę Cię! - nie pozwoliła mu zabrać głosu. Nie chciała dłużej przebywać wraz z nim, dlatego zrobiła zwrot i zniknęła za szarymi, ciężkimi drzwiami, które wydały głośny odgłos.

 ***

Chciała jak najszybciej opuścić stadion i zaszyć się w swoim pokoju. Coraz częściej zastanawiała się, czy nie powinna się wyprowadzić i poszukać mieszkania tylko dla siebie, ale ten temat spadał na odleglejsze miejsca, gdyż aktualnie zmagała się z innymi problemami. Miała dość ostatnich dni. To wszystko, co się zdarzyło odbiło na niej piętno.
Szybkim krokiem pokonała schody i znalazła się w miejscu, gdzie przed 20 minutami rozmawiała z brunetem, chociaż nie była pewna, czy można to nazwać rozmową.
Przemierzała korytarz, gdy poczuła, że po raz kolejny ktoś ją zatrzymuje. Odwróciła się, a widząc Reusa, przeczuwała, że ich spotkanie nie będzie miłe.
- Chcę wiedzieć tylko jedno - zaczął tonem pełnym złości. Spojrzała na niego z dołu, zachowując się podobnie do niego. Oboje wpadali w to koło, z którego ciężko było im się wydostać. Nie miała zamiaru dalej z nim rozmawiać, zważywszy na ton i sposób w jaki się do niej odnosił. Nie dał jej odejść. - Przespałaś się z nim?
Jeśli starał się znaleźć jej granice, to właśnie tego dokonał. Był silniejszy i szybszy od niej, dlatego złapał ją za nadgarstek, gdy chciała wymierzyć mu policzek.
- Jesteś idiotą - wycedziła przez zęby i wyrwała swoją rękę, którą mocno ściskał. - Naprawdę tak myślisz? - dodała, lekko mrużąc oczy i zagryzając swoją dolną wargę.
Sama nie wiedziała, co powiedzieć. Zachowywał się tak nieracjonalnie, że nie mogła tego pojąc.
- Nie dajesz mi powodów, żebym myślał inaczej.
Pokręciła głową z niedowierzaniem. 
- Nie jesteś tym Marco, w którym się zakochałam - do jej oczu napłynęły łzy. Chciała się mylić, chciała, żeby to wszystko okazało się tylko głupim snem, a wszystko zaraz wróciło do normy. - Tego - wskazała na niego palcem - nie chcę znać. 

czwartek, 21 sierpnia 2014

Ogłoszenie.

Od pewnego czasu myślę nad nowym projektem, iż przygoda z tą historią powoli... ale nie bardzo szybko, spokojnie - dobiega końca. Nie zamierzam pisać 3 części, ponieważ co za dużo, to niezdrowo. Zostało około 2-3 rozdziałów (aktualnie nie wiem, kiedy się pojawią). http://more-than-football.blogspot.com/ - to nowy blog, na razie tylko bohaterowie i być może krótki prolog, ale nic innego, gdyż mam tylko zalążek pomysłu, a chciałabym go bardziej rozbudować, zanim zacznę wszystko na poważnie. To tylko niewielkie ogłoszenie, pozdrawiam. :)

PS Serdecznie dziękuje anonimowej fance, która mocno reklamuje mój blog, dziękuję. :) 

czwartek, 10 lipca 2014

8. Nie warto wierzyć w cuda, wierz w siebie.

Obudził ją zimny dreszcz, który przeszedł po jej rozpalonym ciele. Nie otwierała swoich oczów, gdyż nie była w stanie tego zrobić. Przez głowę przechodziły jej myśli, non stop zagłuszane przez przeszywający skronie ból. W pierwszej chwili nie wiedziała, gdzie się znajduje, a gdy się zreflektowała, poczuła się jeszcze gorzej. Noce i ranki były dla niej koszmarem, w którym dopadały ją najgorsze myśli, najgorsze wspomnienia, gdyż miała czas, by to wszystko analizować. Te wszystkie błędy, wszystko, co zrobiła źle. A, nie ukrywając, w jej krótkim życiu popełniła ich nader wiele.
Z zamyśleń wyrwał ją cichy dźwięk kroków na drewnianych schodach, które znajdowały się niedaleko drzwi do sypialni chłopaka, gdzie aktualnie spała. W tym domu bez problemu dało się zgubić, jednak przez tę krótką chwilę poznała całe mieszkanie.
Usłyszała otwierane drzwi, a następnie oddech bruneta, który uklęknął przy niej. Bez otwierania oczu wiedziała, że dokładnie się jej przygląda, tak, jak zawsze miał w zwyczaju robić. Był pewny, że nie śpi, dlatego delikatnie poruszył jej barkiem okrytym śnieżnobiałą pościelą. Podniosła jedną powiekę, by spojrzeć na ciemnookiego. Uśmiechnął się wyrazem mówiącym dzień dobry. Mimo iż czuła się okropnie nie tylko psychicznie, ale także fizycznie, odwzajemniła gest. Poruszyła się w ciepłym materiale okrywającym jej ciało i wyciągnęła rękę w jego kierunku, aby opadającą dłonią z nieznaczną siłą uderzyć go w czubek głowy, lekko trącąc jego ułożone już włosy.
- Widzisz, jak się kończą Twoje zabawy? - odezwała się cichym głosem pierwszy raz tego dnia, przypominając o wczorajszym wieczorze, który prawdopodobnie miał wpływ na jej stan. Ujmując - po prostu się przeziębiła, gdyż o takiej porze temperatura różniła się znacznie od tej, która panowała, gdy na niebie świeciło słońce.
Zmartwił się, na co wskazywał wyraz jego twarzy. Kochał ją, czego już nie ukrywał, dlatego obawiał się o jej zdrowie, nawet niepotrzebnie - dodatkowo sam do tego doprowadził swoim głupim zachowaniem. Ale od zawsze taki był, tego już zmienić nie umiał. Wstał i opuścił sypialnię, mówiąc, by Viktoria się nigdzie nie ruszała.
Nie miała takiego zamiaru, z dwóch powodów. Nie była w stanie zrobić tego fizycznie, primo. Po drugie, wcale tego nie chciała. Dortmund był jej małą ojczyzną, tego nie mogła zaprzeczyć, ale oderwanie się od problemów uważała za dobry pomysł. Tutaj dalej rozmyślała, ale Gotze robił wszystko, by miała czasu na to jak najmniej.
Po około trzech minutach zjawił się znów, przynosząc na wielkiej drewnianej tacy śniadanie, którego woń wypełniła pomieszczenie. Podniosła się na łokciach, gdy chłopak położył się obok niej. Uśmiechnęła się na jego widok, a także myśl, iż specjalnie wstał z rana, by to wszystko przygotować. Oboje zaczęli spożywać posiłek, który, mimo że przygotował je piłkarz uznany przez dziewczynę za kulinarne beztalencie, był całkiem smaczny.
- Przepraszam Cię za to - odpowiedział odkładając tacę podłogę i strzepując ręką nieliczne okruchy. Zawsze wierzył, że życie nie jest łatwe, a to, co piękne jest ulotne. Starał się to wykorzystywać, cieszyć chwilą. A w tym momencie, przez krótki czas, był szczęśliwy. Bo do tego potrzebował tylko jej.
Przetarł swoje jeszcze zaspane oczy, a palcami poprawił ciemne włosy. Wciąż milcząc opadł na łóżko, kładąc się wygodnie.
- Czujesz się lepiej? - spytał po chwili. 
Pokiwała głową wyraźnie zamyślona. Leżąc obok chłopaka w ciszy wpatrywała się w sufit, jakby był najbardziej interesującym obiektem na świecie. Oddychała równo, co rejestrował brunet, gdyż zaintrygowało go zachowanie młodej kobiety. Położył swoją dłoń na jej udzie, delikatnie, by jej nie przestraszyć - nadal się bał, że znów zrani ją swoim zachowaniem - ale wcale nie zrobiło to na niej wrażenia. Wciąż milczała, zatracając się w myślach.
- Zmieniłeś się - w końcu się odezwała, wprawiając chłopaka w lekką konsternację. To zdanie było podsumowaniem tego, o czym myślała od kilku minut, a myślała o nim.
Zabrał swoją rękę i podniósł się tak, by dokładnie przyjrzeć się dziewczynie, czy zmusić ją do kontaktu wzrokowego. Daremnie.
- Kiedyś nie byłeś taki - zatrzymała się, by poszukać odpowiedniego słowa. - Taki, jak teraz - dopowiedziała jeszcze bardziej tajemniczo, przez co Niemiec zupełnie nie wiedział, o czym mówi.
Wiedziała, że go zdezorientowała, dlatego odwróciła wzrok w jego stronę, pokazując rządek swoich białych zębów, gdy ten wrócił do pozycji, jaką zajmował przed jej krótkim monologiem.
Czuła się znacznie lepiej niż godzinę temu, więc zdecydowała się na owe zwierzenia. Przez cały wczorajszy dzień unikali takich sytuacji, dzisiaj było inaczej.
Nie miała pewności, by kontynuować.
- I chociaż robiliśmy głupoty, to nie umieliśmy bez siebie żyć. Ale sami to popsuliśmy.
Nie sądziła, że to powie, jeszcze z taką łatwością. Wciąż nie spoglądała na Niemca, chociaż wiedziała, że dotknęły go jej słowa.

Chciał wstać, krzyknąć i oświadczyć, że wcale niczego nie zniszczyli, bo więź, która między nimi się zrodziła od chwili, gdy się poznali, nadal istnieje, i on wciąż nie umie żyć bez niej. Ale nie zrobił tego, tylko ze zdziwieniem słuchał dalej jej słów.
- Gdybyśmy wtedy byli tacy jak teraz... - zatrzymała się. Nie było najodpowiedniejsze z jej strony, żeby rozpoczynać ten temat - tutaj, w tej chwili. Mimo że urwała zdanie w środku, doskonale wiedział, co chciała powiedzieć. A on chciał to usłyszeć. Chciał usłyszeć, że gdyby był taki, jak teraz, ich związek miałby przyszłość.
Uśmiechnął się sam do siebie, wpatrując się - jak dziewczyna - w sufit. Nic nie odpowiedział, tylko dotknął jej dłoni, leżącej przy jego ciele, a następnie splótł ich palce.

- To dla Ciebie - powiedział cicho, ale wystarczająco głośno, by to usłyszała. To dla niej chciał się zmienić.
Sama nie wiedziała, które oblicze było jego prawdziwym. Zbyt długo go znała, zbyt wiele o nim wiedziała. Jeśli ktoś poprosiłby ją o napisanie książki o młodym Niemcu, mogłaby uczynić to od ręki.
Ale z nim było tak samo. Oboje znali się na wylot. Ona była wrażliwą dziewczyną, która zawsze usiłowała być silna. Nie chciała płakać, nawet gdy łzy cisnęły się jej do oczu. Doskonale pamiętał, gdy była młodsza i usiłowała dorównywać starszym jej chłopcom, kiedy razem z nimi spędzała czas. Ale potem zobaczył w niej kogoś więcej niż małą dziewczynkę, którą traktował jak siostrę. I wtedy wszystko się zmieniło.

A ona równie szybko jak on, mogła przypomnieć sobie historie z dawnych czasów. Dla niej miał wiele twarzy. Tego małego chłopca z łzami w oczach, zawsze niższego niż inni, którego pocieszała, gdy trener powiedział mu, że to jeszcze nie ten czas. Dzieciaka, różniącego się od swoich kolegów, żyjącego marzeniami. Tego już starszego kolegi, który z przerażeniem patrzył na szkło wbite w jej nogę podczas wyjazdu nad jezioro, o którym nikomu nie powiedzieli. Opiekuńczego, czasami aż nader. Tego brata, który niósł ją na plecach całą drogę powrotną do domu, wymyślając miliony głupich historii, by tylko poczuła się lepiej. Wiecznego żartownisia z uśmiechem nigdy nie schodzącym z twarzy. Tego, który bez skrupułów powiedział, że jej nie kocha i zostawił w środku ciemnego parku na przedmieściach. Zimnego i oschłego, jakby nie liczył się z nikim. Tego, który biegł za nią przez całą drogę do domu, prosząc by nie wyjeżdżała. Tego, któremu umiała dać w twarz patrząc z nienawiścią, gdy powiedział o dwa słowa za dużo. I tego, który leżał obok niej, trzymając jej dłoń, przez co czuła się bezpiecznie i wiedziała, że zależy mu na niej.
W całym mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka, na który oboje poderwali się z łóżka. Milewska ze strachem w oczach spojrzała na bruneta, który również nie krył zdziwienia, gdyż nikogo o tej porze nie spodziewał się. Jednakże na odgłos głośnego uderzania we drzwi roześmiał się, ponieważ wiedział, kto postanowił złożyć mu niezapowiedzianą wizytę.


***

- Ty tu mieszkasz jeszcze? - zapytał sarkastycznie, wchodząc do domu młodego piłkarza. - Bo nawet tutaj nie można Cię spotkać! - dodał, rzucając gazetą na stół i przechodząc do salonu. Gotze roześmiał się i podążył za swoim kolegą z drużyny. - Poczytaj potem, co piszą o Tobie.
- Szczerze to niezbyt mnie to interesuje - odpowiedział szybko i spojrzał wymownie na Davida Alabę, lewego obrońcę Bayernu, z którym miał najlepsze relacje. Prawdopodobnie wynikało to z tego, iż obydwoje byli w podobnym wieku, mieli podobne zainteresowania i gusta. Poza nim zaprzyjaźnił się także ze swoim sąsiadem, Timmim.
Młody Austriak wzruszył ramionami i machnął ręką. Nie obchodziły go sprawy Gotzego, ponieważ był osobą, która nie miała skłonności, by wtrącać się w życie innych, czy też uszczęśliwiać kogoś na siłę.
Poprawił swoją pozycję na wygodnej kanapie i spoglądał na zajmującego miejsce po drugiej stronie narożnika, Mario.
- I odebrałbyś czasem telefon - rzekł, kładąc nogę na niewielkim drewnianym stoliku.
- Zostawiłem gdzieś w aucie - odpowiedział Niemiec i wziął do ręki szklankę z wodą, którą przyniósł ze sobą z kuchni. Upił łyk, i spoglądając na przyjaciela, chciał dowiedzieć się, co skłoniło go do odwiedzin. - Masz jakąś sprawę do mnie?
- Stary, a nie wpadło Ci na myśl, że chcę Cię zobaczyć? - obaj roześmiali się na głos. Pomocnik bawarskiej drużyny wstał, uprzednio rzucając nogę czarnookiego ze stolika. - Dobra, chciałem się upewnić, czy idziesz z nami dzisiaj do klubu.
Z pewnością nie brzmiało to jak pytanie, dlatego młody mężczyzna trochę się zmieszał, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Nie pamiętał, by umawiał się z kimkolwiek, więc słowa Alaby zbiły go z tropu.
Odwrócił w głowę w kierunku ściany, udając, że się zastanawia. Jedną rękę włożył do kieszeni swoich szarych, dresowych spodni, drugą dotykał swojego podbródka. Zawsze tak robił, gdy myślał nad odpowiedzią.
- Dzisiaj nie mam czasu, może innym razem - rzucił wymijająco. Spojrzenie przyjaciela mówiło wszystko, doskonale wiedział, o co chodzi. Podniósł głowę i głośno się zaśmiał. Był bardzo pozytywnym człowiekiem, nie dało się tego ukryć. Niczego nie udawał, każdego traktował jak równego, przyjmował z otwartymi ramionami.
- Jasne, stary - wstał z miejsca i ruszył w kierunku drzwi. Domyślił się, że prawdopodobnie przyszedł nie w porę. Gotze był łatwy do rozszyfrowania. - Trzymaj się!
Uderzył bruneta w plecy, w przyjacielskim geście, z taką siłą, iż o mały włos nie przywitał się z ziemią. Mario obdarzył go zabójczym spojrzeniem, ale sekundę później na jego twarzy znów zagościł uśmiech. Machnął w stronę Austriaka, który sprawnym ruchem otworzył drzwi i zniknął za nimi.


***

- Idę do auta po telefon - oznajmił i zeskoczył z kuchennego blatu.
Viktoria siedząca przy długim, jadalnym stole, kiwnęła głową. Gdy przebywała w Dortmundzie, nie lubiła stanu, gdy nic nie robiła. Jednakże tutaj było inaczej. Siedziała przy stole spoglądając na machającego nogami Gotzego i wsłuchiwała się w szum miasta, w którym bywała nieczęsto.
Wstała z krzesła, gdy jej jedyny towarzysz wyszedł przed dom. Powolnym krokiem podeszła do okna, z którego rozpościerał się widok na dachy domów. Pogoda wyjątkowo nie dopisywała. Było zimno, wilgotno, a czarne niebo sprawiało, że wydawało się, iż zaraz zapadnie noc.

Spojrzała w dół, gdzie zobaczyła ludzi spacerujących po niewielkim, zielonym skwerze. Większość z nich wyposażona w parasole, ubrana w ciepłe kurtki. Aura za oknem nie zachęcała do wyjścia na dwór. Ale Viktoria wcale nie miała takiego planu. Nie zamierzała opuszczać tego mieszkania, gdyż ostatnią rzeczą, którą chciała, były kolejne szumne nagłówki i wymyślone historie.
Wróciła na swoje miejsce, uprzednio zauważając kilka gazet, których Gotze nie miał w zwyczaju kupować. Ona również sama nigdy tego nie robiła. Nienawidziła czytać o sobie, gdyż każda informacja była koloryzowana, wyolbrzymiana lub naruszała jej prywatność. Denerwowała ją bezsilność wobec tego, której nie znosiła.
Ale to ją zainteresowało. Dokładnie okładka pierwszej gazety leżącej w stosie. Zmarszczyła brwi przyglądając się skrawkowi papieru. Zawahała się. Ale ciekawość wygrała.

Götzeus, czyli historia duetu, który wstrząsnął niemiecką piłką. 

Deszczowy, listopadowy wieczór w 2011 roku wydawał kolejnym nic nieznaczącym dniem. Reprezentacja Niemiec mierzyła się z drużyną Holandii. Wysoka wygrana 3:0 zespołu występującego w białych trykotach, była ważnym sprawdzianem przez zbliżającymi się Mistrzostwami Europy, rozgrywanymi w Polsce i na Ukrainie. Jednakże nie to jest warte uwagi. Nadeszła 82. minuta spotkania, a arbiter techniczny na hamburskiej Imtech-Arenie dostał polecenie przeprowadzenia zmiany. Zdobywca jednej z bramek, Miroslaw Klose, opuścił murawę, na którą pośpiesznie wbiegł gracz z numerem 21. Marco Reus, bo o nim mowa, podskakując dwukrotnie na swojej prawej nodze, co miał w zwyczaju, znalazł się tuż obok kolejnej wschodzącej gwiazdy. Do końca meczu zostało kilka minut, i nic nadzwyczajnego się nie mogło już wydarzyć. Pierwszy mecz przyszłego duetu, który wstrząśnie niemiecką piłką, był już historią.

Zamknijcie ich w szatni.

- Gladbach prowadzi! - krzyknął komentator stacji Sky Sport, gdy młody, niepozornie wyglądający gracz, biegający w zawrotnym tempie, przez które ciężko było dostrzec dwie jedynki widniejące na jego plecach, strzelił przepiękną bramkę i wyprowadził swój zespół na prowadzenie.
- Niesamowite - dodawali zachwyceni kibice zgromadzeni na Borussia-Park. - Myślę, że nie będziemy mogli go zatrzymać - ktoś rzucił smutno, inny przytaknął. - Przed gigantami nie zamkniemy go w szatni - można było usłyszeć kawałek dalej.
Kibice popularnych Źrebaków mieli rację, o czym dowiemy się później.
Ale wzrok niemieckich obserwatorów, kibiców, fanatyków, dziennikarzy, trenerów i wszystkich ludzi związanych z piłką, był skierowany na miasto spowite czarno-żółtą euforią. Zespół, który równym krokiem, szedł w rytm melodii, którą przygrywał im tłum zgromadzony za słynnej żółtej ścianie, zostawiał w tyle potęgi - takie jak Bayern Monachium. 
- O mój Boże! - wydukał mój ledwo siedzący przyjaciel, fanatyk Borussii. - On ma 18 lat! Człowieku, widziałeś? - pytał. Oczywiście, że widziałem. I również oniemiałem z zachwytu. Nikt nie ukrywał, że z tym niewysokim brunetem, wiąże duże nadzieje, a one urosły do niewiarygodnych rozmiarów... by pod koniec sezonu 2012/11, pęknąć z hukiem wraz z półroczną ponad kontuzją.
Mistrzostwo Niemiec zdobyła Borussia, zachwycając wszystkich i wszystkie, a Götze - bo tak nazywał się ów młodzieniec - po raz kolejny figurował na okładkach wszystkich magazynów i gazet.

"Jesteśmy przyjaciółmi, ale piłka zrobiła z nas braci"

- Nigdzie się nie wybieram - skomentował krótko pytanie przed chwilą zadane, a następnie zniknął w szatni. Miało to uciąć wszelkie spekulacje, o których grzmiały niemieckie media, prześcigając się w wymyślaniu kolejnych wielkich doniesień. Jednakże on już wiedział, że jego słowa nie były prawdziwe. Chciał w spokoju skończyć sezon, wepchnąć swój klub do europejskich pucharów, a następnie godnie się pożegnać i szukać szczęścia gdzie indziej.
- Dziękuję za wszystko - mówił przez mikrofon, a jego głos rozbrzmiewał na, wypełniony do ostatniego miejsca, stadion. Dostał porcję braw, na które z pewnością zasłużył, a potem spakował ostatnią walizkę i ruszył na podbój świata. Ale ten świat nie był podobny... 12 kilometrów dalej.
W międzyczasie, ciężkie chwile przeżywał jego przyjaciel, którym niewątpliwie był Mario Götze. Przyjaźń, która miała początek kilka lat wcześniej, zaczęła kiełkować w reprezentacji, by ostatecznie wypuszczać owoce w klubie z Dortmundu. Trapiony długą kontuzją odliczał dni, by znów stanąć na boisku.
- To najgorszy czas w moim życiu - wspominał, gdy przychodził na stadion, pooglądać swoich klubowych kolegów, do których wkrótce miał dołączyć kolejny, chociaż z pewnych względów dla niego wyjątkowy, gracz.
Dortmund znów wygrał ligę, a w swojej gablocie postawił jeszcze jedno trofeum - Puchar Niemiec. I mimo iż Götze nie zagrał ani minuty w końcówce sezonu, otrzymał powołanie na Mistrzostwa Europy, które Niemcy mieli obowiązek wygrać. Reus również dostał swoją szansę, a dwójka młodych piłkarzy zasmakowała tego, co czekało ich dalej.
Pierwszy mecz w historycznym, 50. sezonie w Bundeslidze został wygrany przez Borussię. Gole zdobył duet, który został okrzyknięty mianem  najsilniejszego w Europie. A mówił to nie byle kto, a sam Franz Beckenbauer. Götzeus robił furorę nie tylko w Niemczech, ale i w całej Europie, gdy dortmundzki zespół z łatwością wygrywał swoją grupę, rozprawiając się z markami takimi jak Real Madryt, czy Manchester City.
- To zaszczyt grać z Mario - mówił były gracz Gladbach po spotkaniu z Ajaxem, w którym jego przyjaciel świecił nader jasno.
- Nie przesadzajmy, Marco to również wyjątkowy gracz - Götze również nie szczędził pochwał w kierunku swojego kolegi.
W obszernym wywiadzie, który udzielili dla gazety Kicker, potwierdzili, że łączy ich nie tylko praca, ale także coś więcej.
- Oczywiście, widujemy się często - zapewniali. - Gram z moim młodszym bratem, gdyż Marco unika pojedynków. Wie, że nie miałby szans! - dodawał z uśmiechem niższy z dwójki.
- Był taki ładny dzień, więc przyjechałem odwiedzić Mario - zaczął wspominać. - Tak, tak, musiałem się urwać z lekcji! - przerwał mu natychmiast brunet. - Mama nie była zadowolona, ale nam się podobało. Cały ten czas spędziliśmy na boisku.

Wielkie zmiany. 

- Bez komentarza - odparł bez emocji, a następnie zabił dziennikarza wzrokiem i opuścił strefę dla mediów. Media tylko mogły domyślać się, gdybać, co skłoniło młodego gracza do tego kroku, który niewątpliwie zachwiał wiarę wielu kibiców Borussii, ale nie tylko. Niemcy grzmiały, Europa grzmiała. Wychowanek dortmundzkiego klubu, korzystając z zapisu w swoim kontrakcie, przeniósł się do rekordowego mistrza Niemiec - Bayernu Monachium.
A on? Udawał niewzruszonego, mimo iż nikt nie mógł w to uwierzyć.
- Rozumiem kibiców - mówił tygodnie później, gdy wszyscy starali się ochłonąć. - Chociaż niektóre reakcje były niepotrzebne. To moja decyzja i mam tego świadomość.
Mijały dni, tygodnie, miesiące. Wszystko wróciło do normy. Bayern wygrywał ligę, Borussią starała dotrzymać im kroku. Nic szczególnego, biorąc pod uwagę historię.
- Nazywam się Götze i gram w czerwonym trykocie? Nie mam zamiaru odpowiadać za czyny i jego decyzje - odpowiedział podniesionym głosem blondyn, po raz kolejny słysząc to pytanie, i szybko opuszczając studio, zostawił zdezorientowanego reportera. Jak i całe Niemcy. Nieświadomi, niedoinformowani kibice łykali wszystko. Ale tu nie chodzi o piłkę. Nie tym razem.

Niepozorna brunetka. 

Jest szalenie nieśmiała, chociaż każdy ją zna. Występowanie przed kamerami okropnie ją stresuje, co przyznaje na każdym kroku. Stara się unikać fleszy i świateł reflektorów, pozostając w cieniu. Daremnie. Obdarzona wyjątkową urodą i figurą nie może zostać niezauważona. Jeśli jednak dodamy do tego, dwóch piłkarzy, niemieckich perełek, które pretendują do bycia najlepszymi na świecie, wszystko staje się jeszcze bardziej szalone.
Viktoria Milewska, bo o niej mowa, być może przyprawia o zawrót głowy niejednego fana, nawet niezwiązanego z dortmundzkim klubem. Kilka lat temu zniknęła z Niemiec, a także z okładek krajowych tabloidów. Ale wróciła, z wielkim hukiem. Media wręcz grzmiały o nowej parze, która elektryzowała wszystkich. Córka jednego z najwybitniejszych niemieckich trenerów rzekomo związała się z talentem, jakiego niemiecka ziemia nie widziała od wielu lat. Klucz tkwi w słowie: rzekomo. Ponieważ sami zainteresowani podkreślali iście przyjacielskie stosunki, chociaż wyglądało to całkiem inaczej. Jednakże później można by rzec, że wszystko uległo zmianie. Oboje zniknęli z życia, nie pokazując się nigdzie, nawet samemu. Czy należy się doszukiwać analogi w słabej formie pomocnika pod koniec sezonu? Być może miały na to wpływ problemy prywatne. Po kilku miesiącach Viktoria Milewska związała się z Marco Reusem. Było to na tyle oficjalne, że widnieli praktycznie na każdej okładce. Więc czy ta sama dziewczyna miała swój udział w kryzysie kolejnej gwiazdy? Tego prawdopodobnie nigdy się nie dowiemy. Zostały tylko domysły.

"Najważniejszą rzeczą jest to, by zostać na ziemi"


Nie można zaprzeczyć, że owy duet zmienił się, powiedźmy wprost, drastycznie. Z ogromnej przyjaźni, wkroczyli na wojenną ścieżkę. Już nie grają razem, grają przeciwko sobie - nie tylko na boisku. Bawiąc się w psychoanalityka, wystarczy spojrzeć na wyraz twarzy, gdy muszą opowiadać o sobie nawzajem. Z wrogością, złością i nienawiścią w oczach. Powód ich kłótni może być i jest tylko jeden. Walcząc przeciwko sobie, na końcu zostali z niczym. Lekcja nauki dla wszystkich.
Ciekawe zjawisko można zobaczyć obserwując Mario Götzego, a właściwie jego metamorfozę. W Monachium stoi na skrzyżowaniu swojej kariery. Zlatan, CR7, Messi to piłkarze najlepsi na tej planecie. Potrafią wyróżnić się w tłumie. Zrobić różnicę. Oczywiście talent ogrywa bardzo dużą rolę w rozwoju. Ale cała ta trójka jest dowodem, że naturalny dar nie jest bezpłatnym biletem.

Po skomplikowanym początku sezonu w Monachium, Götzemu wciąż brakuje lekkości i młodzieńczej niewinności, które utracił po spektakularnym transferze. Ale jego kariera nabiera tempa tylko w wirtualnym świecie. Götze jest młodym gwiazdorem, z własną aplikacją na telefon, przez którą informuje fanów o banałach z życia codziennego czy dodaje doskonałe fotografie. Jego postać jest na Playstation wśród najpopularniejszych na świecie. Ale w jego grze na razie brakuje wszystkiego. Biżuteria, szyderczy uśmiech na twarzy, żel we włosach i plecak ze swoim logo. Jedynym problem jest to, iż jego występ na boisku psuje efektywny wygląd po pracy. Nie tylko niepoprawnym romantykom krwawi serce. Gdzie wola walki? Gdzie żądza? Gdzie zatracił radość z futbolu?  W Dortmundzie był przyjaznym, otwartym młodym człowiekiem. Teraz żyje w swoim świecie, stał się nieprzystępny. Jest przykładem jak rozrywkowa strona piłki może zmienić młodą osobę. Podczas konferencji prasowej z arogancją i ostentacyjnym znudzeniem siedział przy stole i odpowiadał na pytania. 21-latek jest jeszcze zbyt młody, by jasno go ocenić. Ale faktem jest, że wkroczył w decydującą fazę swojej kariery. W ciągu najbliższych miesięcy zdecyduje, czy wybierze ścieżkę Messiego czy Ronaldo, czy dołączy do wielu piłkarzy, obdarzonych wyjątkowym talentem, którzy nie potrafili go wykorzystać.

Game over.

Dla całych Niemiec transfer 21-latka to zagadka, której nikt ostatecznie nie rozwiąże. Pieniądze, tytuły, a może ona? Dwa załamania formy, jedno wielkie odejście i kłótnia między przyjaciółmi. Wszystko składa się w jedną całość...

Nie przejmuj się opinią innych - powtarzali. Ale wszystko, co przeczytała było dla niej ciosem.
Delikatnie odłożyła czytany przez siebie artykuł. Spojrzała przed siebie, nie mogąc skupić napływających myśli. Dla niej to dowód, kolejny dowód, że wszystko, co robiła, było złe. Każda decyzja miała złe skutki, każde jej słowo raniło innych, każde zachowanie prowokowało kolejne złe wydarzenia. To było jak lawina. Jeden problem mnożył drugi, tworząc labirynt, w którym się zgubiła. Ale nie tylko ona. Cała trójka szukała wyjścia.
- Vika, może dzi... - wpadł do kuchni Gotze, jednak widząc dziewczynę, zamilknął. Znów wyczuwał kłopoty, te, od których nie może się uwolnić od długiego już czasu.
Podszedł do niej i stanął obok, patrząc na dziewczynę pytającym wzrokiem. Przegryzła w złości swoją wargę, co robiła dość często, i rzuciła gazetą na stół. Od razu przywołał w pamięci słowa Alaby.
- Poczytaj, naprawdę ciekawe - powiedziała z sarkazmem pomieszanym ze złością oraz smutkiem. Nie wiedziała, co robić. Miliony myśli przychodziły jej do głowy.
Brunet przetarł twarz dłonią i ze złością spojrzał na sufit. Cicho wypuścił z ust powietrze. Energicznym ruchem oparł ręce o stół i zrobił to, o co prosiła go dziewczyna. Przeklął w duchu. - A szczególnie ten ostatni kawałek - dodała i wyszła z pomieszczenia.
Został sam w okropnej ciszy. Wcale nie chciał tego czytać. Jednakże zatracił się w lekturze, z każdym słowem wpadając w jeszcze gorszą wściekłość. Gdy spojrzał na te wszystkie zdjęcia, wrócił pamięcią to tych wydarzeń. Każde miało swoją historię, ale oboje zapamiętali tylko te złe wspomnienia. Nad ostatnią fotografią pochylił się z największą ciekawością. Niemożliwe - pomyślał. Owe zdjęcie zostało zrobione dokładnie wczoraj wieczorem, gdy znajdowali się na tarasie. 

To było już za dużo, o wiele za dużo. Teraz go przerosło. Nigdy nie przejmował się opinią innych, szczególnie dziennikarzy, którzy często naruszali jego prywatność. Ale w tym momencie nie chodziło niego. Natychmiast przypomniał sobie swoje słowa, kiedy dziewczyna przekraczała jego progi. Obiecał jej, że nikt się nie dowie o jej tymczasowym pobycie. Nie umiał dotrzymać danej obietnicy.
Odsunął od siebie gazetę na tyle mocno, by spadła na ziemię. Odszedł od stołu i skierował swoje kroki w stronę schodów prowadzących na górę, do których jednak nie dotarł.
- Co Ty robisz? - stanął zdezorientowany w korytarzu jego mieszkania. Był zły - na siebie, na Alabę, na cały świat. Tak, jak kiedyś, gdy potrafił obrazić się na wszystkich i wszystko. Wyprowadziło go to z równowagi, o co było bardzo trudno.
- Wracam do Dortmundu - odparła takim samym tonem jak brunet - pełnym złości. W przeciągu kilku chwil wszystko się zmieniło.
Zaniemówił, a po jego ciele przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Znów nie wiedział, co powiedzieć. Stało się to, czego się bał. Że jeden zły ruch może zniszczyć to, co starał się zbudować od nowa.
- Viktoria, proszę Cię - powiedział cicho, tak, jakby się wystraszył kolejnej jej reakcji.
- Nie widzisz, że to nie ma żadnego sensu? - podniosła głos. Robiła tak, gdy czuła się bezsilna. - Obiecałeś mi, że nikt się o tym nie dowie. To kolejny dowód, że Twoje słowa się nic niewarte - mówiła dalej, chociaż nie panowała już nad tym. Do głowy napłynęły jej setki cytatów, które wypowiadał brunet. Nawet te najpiękniejsze, te, które skradły jej serce, w tej chwili przedstawiła jako kłamstwa. 

Stała przed nim, spoglądając prosto w twarz, która zmieniła się diametralnie. Już nie był zły, teraz przeważył smutek. Nie mogła znieść tego widoku, gdyż najzwyczajniej w świecie sprawiał, że czuła się podle. Do jej oczu napłynęły łzy. - To, że odszedłeś, to moja wina. Twoja słaba forma to także moja zasługa - odnosiła się do tekstu. Mówiła coraz szybciej, coraz głośniej, coraz bardziej nie mogąc nad sobą zapanować. - Zła gra Marco była spowodowana moją osobą. To, że nie umiecie się dogadać, że dwie największe gwiazdki nie potrafią się porozumieć, jest również moją winą!
Chciał jej przerwać, ale nie wiedział w jaki sposób. Patrzył w jej oczy, które szkliły się od łez. Widział, jak bardzo zabolały ją słowa, które przeczytała.
- Dlaczego sobie nie odpuścisz? Dlaczego zawsze komplikujesz nasze życie? - zaatakowała go pytaniami, chociaż nie chciała odpowiedzi. Znała je. - Sprawia Ci to przyjemność? - dodała ironicznie.
- Wiesz, że to nieprawda - tylko na taką odpowiedź było go stać. Stracił swój atut - zachowanie chłodnego myślenia w każdej sytuacji. Tego nauczył się na boisku, a wykorzystywał także w życiu. Zawsze miał przewagę nad innym, umiał zachować zdrowy rozsądek.
- Daruj sobie - odrzekła z pogardą. - Skończmy to, raz na zawsze - dodała chłodno, jakby bez żadnych emocji, uczuć. Kompletnie nic. 

Zawsze wiedział, że słowa mogą zranić najmocniej. Ale nigdy tego nie doświadczył, aż do tej chwili. Wciąż na nią patrzył, nawet nie mrugając. Tak, jakby chciał odczytać to, co naprawdę chciała powiedzieć. Że to nie było prawdą. 
Ona wydawała się być śmiertelnie poważną. Ze złością wpatrywała się w niego, ale tylko przez kilka chwil. Ostatnie zdanie, które wypowiedziała, było dla niej samej okropnym ciosem. Nie umiała już udawać. Spuściła wzrok, by nie pokazać, że płacze. Włosy opadły jej na twarz, zakrywając ją. Już się nie oszukiwała. Nie była silna, była cholernie słaba, ale nigdy nie chciała tego przyznać. Spojrzała na Niemca spod swoich długich, czarnych rzęs, ale jego widok sprawił, że znów odwróciła wzrok, tym razem w bok. Zacisnęła wargi, a włosy nerwowym ruchem odgarnęła włosy. Wyminęła go i chwyciła za klubową torbę, w którą spakowała swoje rzeczy.
Ostatni raz ich oczy się spotkały. Bez złości, tylko z żalem i bezsilnością patrzyli na siebie. Otworzyła drzwi i wyszła. Tak po prostu.
On stał w korytarzu przez kilka minut. Znów ją stracił. Po raz kolejny od niego uciekła. Podszedł do ściany i ze złością uderzył w nią tak, jakby to ona była przyczyną jego problemów. Nie poczuł się lepiej, przeciwnie, z każdą chwilą czuł się gorzej. Oparł głowę o zimną powierzchnię, z którą sekundę temu chciał walczyć.
Ile razy to przeżywał? Te pieprzone deja vu. Pierwszy raz wyjechała kilka lat temu, gdy on był zapatrzony w to, co było nowe. Kiedy uważał, że wygrał swoje życie. Smakował wszystkiego, nie zważając na konsekwencje. Dostał kolejną szansę, ale ją stracił, znów popełniając podobny błąd. Do trzech razy sztuka? Nie tym razem.
Stał jak ostatni idiota w swoim mieszkaniu, które wypełniła ciemność. Usłyszał odgłos grzmotu, a chwilę potem uderzania kropel o parapety. Ciemne chmury zebrały się nad miastem. Jak i nad nim samym.
Był głupim wierząc w idealne życie - ono nie istnieje. W to, że co Cię nie zabije, to Cię wzmocni. Nigdy nie czuł się tak słaby, jak teraz. Tak bezsilny wobec świata. Poczuł, że jest tylko jednym z miliardów ludzi chodzących po Ziemi. Nikim innym.
Spojrzał na zegarek wiszący w salonie. Nie chciał odpuszczać, czuł jeszcze swoją szansę. Życie miał jedno, a według niego życie bez Viktorii było pozbawione kolorytu. Zbyt wiele dla niego znaczyła, by zwyczajnie dał jej odejść. 

Zabrał swoją czerwoną bluzę leżącą na kanapach w salonie. W kuchni znalazł dokumenty oraz telefon, które w pośpiechu włożył do kieszeni spodni i wybiegł z mieszkania, uprzednio głośno trzaskając drzwiami. 

***

Zbiegł po schodach tak szybko, że bez problemu pobił jakiś rekord. Popchnął z całą siłą szklane drzwi. Zderzył się ze ścianą wody, przez którą niewiele było widać. Zmarszczył brwi, widząc jaka pogoda panuje na dworze. Ale w żadnym stopniu go to nie zniechęciło. Wręcz przeciwnie, ruszył do przodu, naciągając kaptur swojej bluzy. Nerwowo wyciągnął z kieszeni kluczyki do swojego sportowego Mercedesa, aktualnie stojącego na ulicy. Auto wydało głośny dźwięk. Szybkim ruchem znalazł się przed kierownicą, uprzednio oglądając się za siebie. Jednakże zobaczył tylko strugi deszczu, który przez krótką chwilę zdążył go zmoczyć. Wziął głęboki oddech i spojrzał na swój zegarek.
Dla niego nie liczyło się już nic, oprócz tego, że musiał ją zatrzymać. Dał odejść jej już kilka razy, tym razem nauczył się. Cisnął w podłogę tak mocno, że z pewnością pisk kół można było usłyszeć nawet w Dortmundzie. 

Przebijał się przez ścianę wody, która go otaczała z każdej strony. Wycieraczki pracowały na najwyższych obrotach, a on i tak niewiele widział. Samochód przemierzał ulice w zawrotnym tempie, przebijając wielkie kałuże. Nie zważał na przepisy, to ostatnia rzecz, na którą zwróciłby uwagę.
Z obrzeża miasta, gdzie było raczej spokojnie, dotarł do centrum. Dalej widoczność była ograniczona do minimum, mimo to dostrzegł zapalające się czerwone światło, a właściwie poblask rozmyty na szybie. Przycisnął hamulec z całej siły, by nie wpaść na inne auta. Wściekle uderzył w kierownicę, przeklinając i zaciskając wargi w nerwowym geście. Po 15 sekundach ruszył z miejsca z głośnym piskiem opon startujących z mokrej nawierzchni, a za nim pociągnął się odgłos klaksonów innych kierowców.
Przejechał jedną przecznicę, by ujrzeć sznur małych, czerwonych światełek, które raziły jego oczy. Z trudem wyhamował auto śliskiej ulicy, znów spotykając się z głośną reakcją innych uczestników ruchu. Wytężył wzrok i znów spojrzał na zegarek. Wiedział, że stojąc w strugach deszczu, w gigantycznym korku spowodowanym nawałnicą, nie ma żadnych szans, by chociaż ostatni raz ją zobaczyć.
Spojrzał do tyłu, potem w bok, nerwowo kręcąc głową. Teraz, albo nigdy - pomyślał.
Ścisnął kierownicę i ruszył z miejsca, gwałtownie skręcając na chodnik. Nie myślał już racjonalnie. Przemierzał kolejne metry, starając się dostrzec jak najwięcej, choć było to trudne zadanie. Nie widział praktycznie nic, prócz hektolitrów wody lejącej się z nieba, czerwonej smugi świateł aut, a także nienadążających wycieraczek. Modlił się w duchu, by na nic nie wpaść.
W ten sposób przejechał kilkadziesiąt metrów, nim zatknął się na kolejną przeszkodę - skrzyżowanie, jedno z największych w mieście. Wyskoczył z auta, zostawiając je na samym środku chodnika. Rozglądnął się uważnie, a następnie ruszył przed siebie.
Biegł, nie zważając na kałuże czy burzę, która dołączyła do wielkiej nawałnicy. Przemierzał wypełniony wodą skwer, by znaleźć się koło schodów, prowadzących do wejścia. Zatrzymał się na sekundę, by złapać oddech. Przetarł mokry od kropel zegarek i spojrzał na niego po raz kolejny.
Zaczął walkę ze schodami, które wydawały się mu nie mieć końca. Był przemoknięty do suchej nitki, opadające włosy przykleiły się mu do twarzy, bluza ociekała wodą, a buty ważyły więcej niż zwykle.
Nie udawał, że był spokojny. On po prostu się bał. Stach ogarnął go całego, i jego mina wyraźnie na to wskazywała.
Wbiegł do hali, do której tak śpiesznie udawali się ludzie, chcąc schronić się przed deszczem.
Stał na górze, gdzie początek miały ruchome schody. Dworzec był nowoczesny, cały w szkle, a na dole widać było odjeżdżające pociągi i tłumy ludzi, wśród których była ona.
Rozglądał się ze strachem wymalowanym na twarzy, jak małe dziecko, bojące się, że straci osobę, którą darzy niesamowitym uczuciem.
Starał się uspokoić oddech, choć przychodziło mu to z trudem, a ciało coraz bardziej drżało. Złapał się za poręcz, aby znów ruszyć na dół. Zobaczył ją, a to wystarczyło, by dostał nowe siły. Zbiegł po schodach, przepychając ludzi i potykając się o ich bagaże. W tłumie ludzi zgromadzonych na peronach, on widział tylko ją. Nikogo innego. Biegł, nawet nie przepraszając ludzi, których wymijał. Ona szła, niczego się nie spodziewając. Wiedziała, że to koniec i była tego pewna. Ale dla niego to nie było aż tak jasne.
Gdy dobiegł do niej, mocno pociągnął ją za ramię, sprawiając ze torba, którą trzymała, upadła na ziemię. W pierwszym momencie wystraszyła się, ale jej mina zmieniła się diametralnie, widząc chłopaka, całego mokrego, który trzymał ją za ramiona tak mocno, jakby bał się, że zaraz ucieknie. A ona stała jak zaklęta.
- Nie zostawiaj mnie - wydukał w pierwszych słowach, ledwo łapiąc oddech. Zabrzmiał głosem pełnym żałości. Wciąż stała nieruchomo, gdyż 21-latek swoimi silnymi rękami nie pozwalał jej na to.
- Błagam Cię, nie odchodź - mówił dalej, coraz bardziej wpadając w rozpacz. Nie widział świata poza nią. - Nie umiem żyć bez Ciebie - złamał mu się głos, chociaż wciąż nie przerywał. - Wszystko traci sens, gdy nie ma Cię obok. Chciałem pozwolić Ci odejść, ale nie umiem. Nie umiem tego zrobić, bo jesteś dla mnie wszystkim, rozumiesz? - potrząsnął jej ramionami, które wciąż trzymał. Rozpłakała się, najżałośniej w jej dotychczasowym życiu. Oboje nie zważali, iż są w tłumie ludzi, którzy prawdopodobniej obserwują całą sytuację. To się nie liczyło, liczyli się tylko oni.
Patrzyła na jego twarz, która była cała mokra od deszczu i od łez, które mieszały się z kroplami deszczu. Zacisnął wargi i na chwilę odwrócił głowę. Puścił dziewczynę, poruszoną tak, jak nigdy jeszcze nie była. Czuł, że ledwo stoi na nogach, a dłonie trzęsły się z emocji. Znów na nią spojrzał, na tę zapłakaną istotkę, którą nikt nie umiał mu zastąpić. Dotknął jej ręki na odcinku nadgarstek-łokieć. - Wiem, że zachowuję się jak kretyn, że jestem idiotą, ale tak cholernie w Tobie zakochanym - znów załamał mu się głos. - Viktoria, ja Cię kocham najbardziej na świecie. Proszę, nie zostawiaj mnie - rozpłakała się jeszcze bardziej i ukryła twarz w jego ramionach. W tych, których zawsze czuła się bezpiecznie, w tych, które trzymały ją tak mocno, jak nigdy.
Ścisnął ją z całej siły, jaką posiadał, a swoją twarz schował w jej wilgotnych włosach. Zaciskał dolną wargę, by powstrzymywać łzy, słysząc jak dziewczyna zanosi się płaczem.
Była mokra, przylegając do ociekającej wodą bluzy, ale nie chciała odchodzić. W myślach walczyła ze sobą. Czuła się bezpiecznie w jego ramionach, dotykając jego rozpalonego ciała, z którego biło ciepło. Ale nie mogła tutaj zostać.
W głowie zahuczał jej dźwięk, który pretendował do miana najgorszego w jej życiu. Głos oznajmiający o odjeżdżającym pociągu, w którym musiała się znaleźć. Ona to wiedziała i on też. Byli tego świadomi, tak jak wszystkiego, co dotychczas robili.
Oderwała się od niego, by ostatni oraz spojrzeć mu z oczy, w te szklane od łez oczy, które łamały jej serce. Widziała w nich małego chłopca, płaczącego po przegranym meczu i z trudem łapiącego oddech. Gdyby w tej chwili mogła cofnąć czas, zrobiłaby to bez chwili zastanowienia.
Odwróciła się do tyłu. Widziała, że nie ma odwrotu. 

- Przepraszam - rzuciła cichym, chrypiącym głosem. Tylko na tyle było ją stać. Mówiła to całkiem szczerze, naprawdę go przepraszała. Za to, że po prostu była i zadała mu tyle cierpień.
Chwyciła za czarno-żółtą torbę i odbiegła w kierunku tłumu ludzi, gdzie zniknęła.
Stał jak wryty, patrząc na jej kasztanowe włosy, chowające się w tłumie. Przetarł drżącymi dłońmi twarz i usiadł na ławce stojącej obok.
Czuł, że jest najnieszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Nic w tej chwili go nie obchodziło, dla niego życie było jedną wielką porażką, z którą nie umiał sobie poradzić.
Oparł łokcie o kolana i z dołu spoglądał na odjeżdżający pociąg. Znów zaszkliły mu się oczy, a serce podskoczyło aż do gardła. Po raz kolejny tracił kontrolę nad sobą, dlatego schował twarz w dłoniach.
Nie mógł uwierzyć, i nie chciał, że to już koniec, że już nic nie da się zrobić, że przegrał w tę wielką grę.
Otrząsnął się, gdy poczuł, że ktoś zajmuje miejsce obok niego. Odwrócił głowę z prawo, widząc chłopaka w jego wieku, który z pokrzepiającą miną uśmiechał się do niego. Poklepał go po plecach i odszedł. Tak, jakby miało dać mu to nowe siły. Nieznajomy, mimo swoich szczerych chęci, był w błędzie. 

Rozżalony piłkarz po 15 minutach bezczynnego siedzenia, podniósł się z ławki i z opuszczoną głową ruszył w kierunku wyjścia.
 

***

Na boisku lubił ryzykować. Dzięki temu stał się wybitnym piłkarzem, nieszablonowym. Bo piłka to ryzyko. Jeśli się uda, wygra i będzie szczęśliwy. Jeśli przegra, będzie mądrzejszym. Tak samo jest w życiu. Ale czy on uczył się na swoich błędach?
Doskonale wiedział, że życie to nie pasmo sukcesów. A by go odnieść trzeba kroczyć od porażki do porażki bez tracenia entuzjazmu. Jednakże w tej chwili był rozczarowany tym życiem. Co innego wiedzieć, a co innego doświadczyć.
Siedział w półmroku w salonie swojego wielkiego mieszkania. Pomieszczenie oświetlało tylko ciepłe światło zapalonej lampki. Tkwił w tej pozycji od dłuższego czasu - z nogami wyprostowanymi, prawie leżąc, ze szklanką soku pomarańczowego w ręce. Wpatrywał się w wypełniony do połowy kawałek szkła. Jeszcze przed kilkoma godzinami prawdopodobnie cisnąłby nim o podłogę. Teraz siedział spokojnie, jakby pogodził się z sytuacją. Chociaż wcale tak nie było.
Z letargu wyrwał go dźwięk pukania do drzwi. Ze smutkiem odwrócił głowę w kierunku wejścia, które z tego miejsca widział dokładnie. Usłyszał cichy odgłos kroków.
Kobieta weszła do środka, rozglądając się dookoła. Spojrzał na nią i uśmiechnął się blado. Jego twarz była niewyraźnie widoczna, zważywszy na mrok, który panował. Jednakże ona nie potrzebowała, by go widzieć. Doskonale wiedziała, że coś się stało, i była prawie pewna, kto jest tego przyczyną.
- Cześć, mamo - odezwał się dość cicho. Z początku miał zamiar udawać, iż wszystko jest w porządku, ale nie umiał. Spuścił wzrok po raz kolejny.
Stała zaniepokojona. Nie przypominał jej syna. Odłożyła kartonowe pudełko i niewielką torbę na marmurowy blat, oddzielający kuchnię od salonu.
- Witaj, synku - rzekła siadając z boku narożnika, tak, by móc go dokładnie widzieć. - Czemu się nie odzywałeś? Martwimy się o Ciebie - dodała po chwili niewysoka blondynka.
Nie odpowiedział, bo co miał powiedzieć? Prawda nie była w tym przypadku najlepszym rozwiązaniem. Nie chciał obarczać rodziny swoimi problemami, zbyt dużo ludzi zawiódł. Kłamać również nie miał zamiaru, dlatego wolał zamilknąć.
- Przyniosłam Ci te zdjęcia, o które prosiłeś - próbowała nawiązać z nim rozmowę, wciąż bezskutecznie. Dalej nawet nie uraczył jej spojrzeniem. - Masz tam jeszcze ciasto od babci - uśmiechnął się lekko na te słowa. Jego babcia była dla niego jedną z ważniejszych osób. Zawsze mógł się do niej zwrócić. Doskonale pamiętał, gdy ukrywał się u niej, kiedy coś przeskrobał i bał się reakcji rodziców. - Mógłbyś ją kiedyś odwiedzić - pokiwał głową, ale wciąż milczał. Ciągle zapomniał o najbliższych, starając się walczyć ze swoimi problemami. - Mario, co się dzieje? - przeszła do sedna, nie mogąc dłużej czekać.
Odłożył szklankę na podłogę, a twarz schował w dłoniach, opierając łokciami o swoje kolana.
- Nic - odburknął, gdyż nie miał ochoty na dalszą konwersację. Marzył tylko, by jego rodzicielka opuściła mieszkanie, zostawiając go samego.
Jednak ją niełatwo było oszukać. Przez głowę przeszło jej kilka myśli. Nie była pewna, czy poruszać ten temat.

- Chodzi o tę dziewczynę, prawda?
Przetarł swoją twarz w nerwowym geście i gwałtownie wstał z miejsca. Kobieta wciąż siedziała i śledziła jego ruchy, gdy chodził z jednej strony na drugą.
- Nie - zatrzymał się w końcu, udzielając kolejnej zdawkowej odpowiedzi, chociaż jej to w żadnym przypadku nie przekonało.
- Dalej o niej nie zapomniałeś? - zapytała. - Mario, nie może być tak, że więcej dowiadujemy się z gazet niż od Ciebie - powiedziała z lekkim wyrzutem. Była jego matką, oczekiwała informacji, a gdy czytała kolejne sensacje, serce biło jej mocniej. Nie chciała go nachodzić, wypytywać, gdyż był dorosły, chociaż ona wciąż widziała w nim małe dziecko.
- Przecież dobrze wiesz, że to same kłamstwa - odpowiedział zły. Ostatnią osobą, która powinna w to wierzyć, była jego mama. Temat mediów działał na niego
jak płachta na byka, ponieważ to dlatego jego problemy znów zaczęły żyć swoim życiem.
- Co nie zmienia faktu, że wszyscy się o Ciebie martwimy - wstała z miejsca i podeszła do 21-latka. - Odpuść już sobie - powiedziała z troską, bardzo łagodnie i położyła rękę na jego ramieniu, gdy stał odwrócony tyłem i spoglądał na kilka zdjęć znajdujących się na komodzie. 

Doskonale wiedział, o czym mówi i wcale nie podzielał tego zdania.
- Daj mi spokój - odtrącił ją i odszedł kawałek dalej. Podążył w kierunku okna, skąd biło pomarańczowe światło latarni. Włożył ręce do kieszeni swoich spodni i zignorował rodzicielkę. Ta, widząc, że nie ma szans na dalszą konwersacje, ze smutkiem zabrała swoją kurtkę i po cichu opuściła jego mieszkanie.  
***

- Kurwa - przeklął, słysząc kolejny raz dzwonek do swoich drzwi. Był otwartym człowiekiem, lubiącym towarzystwo, jednak teraz potrzebował samotności, której niestety nie mógł zaznać.
Nie miał zamiaru wstawać. Usłyszał głośne pukanie, a następnie ujrzał swojego sąsiada, Timmiego. Wynajmował on mieszkanie obok, a wprowadził się niedługo przed nim. Byli w podobnym wieku, Timmy grał w drużynie, w której występował także brat Gotzego. Od początku świetnie się dogadywali i dość często wzajemnie się odwiedzali.
Średniego wzrostu brunet, ubrany w klubowe spodnie i zwykłą czarną koszulkę, wszedł do salonu sąsiada. Zwykle tryskał humorem, optymizmem, teraz było inaczej. Ale jak zwykle był stanowczy. Jak na młodego chłopaka, przeszedł wiele. W życiu wyznawał zasadę, by nie wierzyć w cuda, tylko w siebie. A to pomogło mu spełniać swoje marzenia.
Stanął w niewielkiej odległości i założył ręce.
- Co Ty robisz, człowieku? - odezwał się, widząc stan swojego przyjaciela.
21-latek spojrzał na niego wrogo. 

- Odwal się ode mnie - wstał z kanapy i podszedł do blatu, na którym stały jeszcze rzeczy przyniesione przez mamę. Oparł się o zimny kamień.
- Nie rozumiesz, że takim zachowaniem ranisz swoich bliskich? - młody Niemiec nie miał zamiaru odpuszczać, nawet widząc tęgą minę Gotzego, który zabijał go wzrokiem. - Nie wierzę, że nie ma to dla Ciebie znaczenia.
22-latek wrócił na miejsce zajmowane przed chwilą.
- To moje życie i mogę robić, co chcę, a Tobie nic do tego! - zdenerwował się jeszcze bardziej. Nie chciał słyszeć krytyki z ust innych, sam dobrze wiedział, że źle postępuje. Znów obdarzył bruneta spojrzeniem pełnym wrogości. - Myślałem, że można na Ciebie liczyć. Widocznie nie mam szczęścia do ludzi. Jeśli chcesz mi prawić kazania, to tam są drzwi - podniósł rękę i palcem wskazał na wyjście z mieszkania.
Timmy był nieugięty, a słowa chłopaka widocznie go jeszcze bardziej zachęciły, ale także zezłościły. 

- Ty nie masz szczęścia do ludzi? - zapytał bez oczekiwania na odpowiedź. - Masz tego pieprzonego szczęścia więcej niż rozumu, ale nie widzisz tego, bo zachowujesz się jak ostatni kretyn - jego ton był tak stanowczy i donośny, że pomieszczenie wypełniła groza. Sam nie spodziewałby się, że stać go na takie słowa, nie mówiąc już o Gotze.
Zawodnik Bayernu Monachium oparł łokcie o swoje kolana i z niezmienną miną słuchał przyjaciela - jakby czekał na ostateczny lincz. Spoglądał na niego z dołu, udając niewzruszenie.
- Masz wspaniałą rodzinę, która się o Ciebie martwi. Twój brat codziennie wypytuje mnie o Ciebie, dlaczego ciągle go zbywasz? - zadawał te pytania, chociaż nie oczekiwał odpowiedzi. Nie chciał nic w zamian, pragnął tylko, by zrozumiał. - A Twoja mama? Uwierz, że oddałbym wszystko, by porozmawiać ze swoją - wymieniał po kolei, chociaż postać kobiety była dla niego jedną z najważniejszych. Może dlatego, iż przypominała mu jego rodzicielkę, która nie żyła od kilku lat.
Na owe wspomnienie na twarzy Timmiego zagościł cień smutku, jednak nie przerywał ofensywy. Jeśli powiedział A, to musi powiedzieć B. - A Ty zachowujesz się jak obrażony gówniarz. Viktoria - wyliczał dalej, posługując się palcami prawej ręki. - Sam sobie przeczysz, przecież oboje dobrze wiemy, że wskoczyłbyś za nią w ogień. I sam dobrze wiesz, że to Twoja wina, że odeszła.
Było za wcześnie, by poruszać ten temat. Timmy się nie bał, Gotze uznał, że to już za dużo. 

- Skończ tę szopkę, nie mam zamiaru dłużej Cię słuchać - przerwał mu, ale tylko na chwilę. Pokręcił głową i postanowił dokończyć swój monolog.
- Alana - mówił coraz szybciej, podnosząc głos jeszcze bardziej. - Gdy przyjechałeś obrażony na cały świat, ona starała się do Ciebie dotrzeć, pomóc Ci. Dlaczego tak szybko o tym zapomniałeś? Po prostu dałeś jej odejść, tak, jakby była nic niewarta. Myśląc tylko o sobie, pomyślałeś chociaż raz o niej? Nie. Wiesz czemu? Bo jesteś egoistą, Gotze.
Przyjął lincz. Już nie miał zamiaru go przekrzykiwać. Spuścił głowę na wysokość swoich kolan, a twarz schował w dłoniach. Doskonale wiedział wszystko, co powiedział mu przyjaciel. Był świadomy swoich błędów i mimo iż chciał się do nich przyznać, nie umiał. Timmy mu w tym pomógł.
- I Reus - poruszył ostatnią osobę, chociaż już wcale nie musiał. - Naprawdę nie doceniasz tego, co masz. W życiu istnieją rzeczy, o które warto walczyć do samego końca. 

Spojrzał na bruneta, który po raz kolejny marzył, by zostać samym. Sam na sam ze sobą. Timmy doskonale to wiedział. Jego przyjaciel musiał się z tym zmierzyć, nikt za niego nie mógł tego zrobić. Popchnął go, by zrobił pierwszy krok, by zrozumiał, co robi źle, by przyznał się, że jego zachowanie nie jest najwłaściwsze. Dlatego zamilknął już i nie czekał na odpowiedź, tylko wyszedł z mieszkania, cicho zamykając drzwi. 

***

Niepewnie postawiła jedną nogę na mokrym betonie, drugą bardziej stanowczo. Wyszła z pociągu, poprawiając spadającą z ramienia torbę. Było ciemno i cicho, jak na miasto bardzo cicho. Taki stan na chwilę przerwał tylko odjeżdżający pociąg, z którego wysiadła tylko ona.
Padał lekki, mżący deszcz, a peron świecił pustkami. Rozglądnęła się dookoła, nikogo nie spostrzegając. Poprawiła opadające na twarz wilgotne włosy i ruszyła przed siebie. Nie miała zamiaru brać taksówki, musiała się przewietrzyć, zacząć trzeźwo myśleć.
Gdzieniegdzie usłyszała cichy głos, kilka aut przemknęło ulicą, przebijając się przez zalane wodą ulice.
Doszła do parku, który doskonale znała. To jej ulubiony w Dortmundzie, blisko stadionu, niedaleko domu. Panowała ciemność, przerywana przez liczne stojące, jedna koło drugiej, latarnie. Usiadła na mokrej od deszczu ławce, a torbę rzuciła na ziemię. Sięgnęła do kieszeni swoich spodni, wyciągając telefon, który miała wyłączony od kilku godzin. Gdy wyświetlacz się zapalił, ujrzała 20 nieodebranych połączeń. W pierwszym odruchu miała ochotę cisnąć nim o ziemię. Nie zrobiła tego, ale przejechała palcem po wyświetlaczu, na którym widniały liczne krople deszczu.
14 nieodebranych połączeń od Gotzego, 5 razy dobijał się Sahin, a tylko raz dzwonił jej tata. Zignorowała to i schowała urządzenie. Było już późno, więc postanowiła wracać. Podniosła się z ławki i ruszyła w stronę domu. Wciąż nie docierało do niej to, co usłyszała. Myśli napływały jej do głowy, tworząc mętlik, z którego nie umiała już nic odczytać.
Po 15 minutach marszu doszła na miejsce. Zauważyła dom Sahina, w którym paliło się tylko jedno światło, a następnie swój - całkowicie ciemny. Był pusty, ponieważ cała drużyna, wraz z jej tatą, wciąż nie wróciła do Dortmundu.
Otworzyła bramkę, która cicho zapiszczała. Kroczyła chodnikiem ułożonym z nienaganną dokładnością obok krótko ściętej, ciemnozielonej trawy. Wyciągnęła pęk kluczy i przekręciła zamek. Niepewnie weszła do środka wypełnionego ciemnością. Po omacku doszła do lampki, którą następnie zapaliła, a pomieszczenie oblał jasny strumień ciepłego światła.

Rzuciła swoje rzeczy na ziemię, zostawiając je w przejściu. Zawsze się wściekała, gdy jej brat lub Marco się tak zachowywał i po skończonym treningu zostawiał torbę na środku pomieszczenia. Teraz było jej to obojętne. Pokierowała się do salonu, nie zważając na fakt, iż jest cała mokra. Usiadła na jednej z kanap i rozejrzała się dookoła. I w tym momencie poczuła, że tego jej brakowało. Spojrzała w kierunku balkonowych drzwi, przez które można było ujrzeć niewielkie lampki, znajdujące się w ogrodzie za domem. Kochała to miasto, a błędem był wyjazd z niego. Ucieczka nigdy nie rozwiązuje problemów, to już wiedziała. Gdy wyjechała z Niemiec, popełniła błąd. Ale kto ich nie robi? Teraz zrobiła to świadomie, bo dwa razy błędu nie można popełnić. Drugi wybór był jej świadomą decyzją, której w tej chwili żałowała.
Wzięła głęboki oddech. I obiecała sobie, że już nigdy nie zostawi tego miejsca.

wtorek, 15 kwietnia 2014

7. Co Cię nie zabije, to Cię wzmocni.

Siedziała na jednej z ławek znajdujących się wewnątrz długiego korytarza, trzymając w ręku kilka zeszytów i skrawków papieru. Postanowiła, że da sobie czas, że przemyśli wszystko i zacznie żyć od nowa. Bez spoglądania w przeszłość, rozpamiętywania. Wciąż bolało ją to, co zrobił Reus. Nie mogła o tym zapomnieć, i z pewnością zadra ta nie zostanie w pełni uleczona. Miała także wyrzuty sumienia i żałowała, że dała Gotzemu cień jakiejkolwiek szansy. Żałowała z jednego powodu - coraz częściej dopadały ją wątpliwości, czego tak naprawdę chce.
Z zamyśleń wyrwał ją odgłos telefonu. Sięgnęła do kieszeni i odebrała połączenie.
- Mówiłam, żebyś do mnie nie dzwonił - rozpoczęła od razu. Spojrzała na siedzącą obok koleżankę, z którą razem uczęszczała na wykłady. O sobie wiedziały niewiele, wręcz nic. Jednakże, nie przeszkadzało im to w krótkich dyskusjach.
- Nie denerwuj się - zabrzmiał tak delikatnie, starając się ją uspokoić, że dziewczyna uśmiechnęła się nieśmiało. - Chciałem Cię usłyszeć.
- Daj spokój - przewróciła oczami i, zostawiając swoje rzeczy obok blondynki, wyszła przed uczelnię.
- Ale właściwie mam do Ciebie prośbę - dodał, jednak nie skończył zdania. Przez chwilę zastanawiał się, czy jest to dobry pomysł, jednak żaden inny nie przychodził mu do głowy, więc postanowił dokończyć. - Zadzwoń proszę do Alany.
- Co? - od razu podniosła głos. - Zwariowałeś? Po co? Przecież ona jest z Tobą.
- Właściwie... to jej nie ma - objaśnił nieświadomej jeszcze 20-latce.
Dzwonił do Alany kilkanaście razy, za każdym razem bezskutecznie. Coraz bardziej dopadały go wyrzuty sumienia, a gdyby coś jej się stało, nie darowałby tego sobie.
- Jak to? Co Ty zrobiłeś?
- To nie jest rozmowa na telefon - odpowiedział smutno, lecz na dziewczynie nie zrobiło to wrażenia. - Pokłóciliście się przeze mnie, prawda?
Była pewna, że ma rację. Zbyt dobrze go znała. A cisza po drugiej stronie słuchawki utwierdziła ją w tym przekonaniu.
- Viktoria... - zaczął, ale nie został dopuszczony do słowa.
- Przestań, nie pomogę Ci tym razem. Daj mi na razie spokój. Proszę, daj mi to przemyśleć. Cześć - rzuciła i rozłączyła się.
Wzięła głęboki wdech w celu uspokojenia się. Odwróciła się, niestety, zderzając się wyższym od niej chłopakiem. Upuściła telefon, który z hukiem upadł ziemię.
- Przepraszam, nie zauważyłam Cię - odparła szybko zbierając urządzenie z kostki brukowej.
- To ja przepraszam - odezwał się nieznajomy.
Podniosła wzrok i odwzajemniła uśmiech, który wysłał jej student. Był brunetem, średniego wzrostu, z pięknymi czekoladowymi oczami i śnieżnobiałymi zębami oraz lekkim zarostem. Nie spotkała go wcześniej, mimo iż uczęszczała na uniwersytet od kilku miesięcy. Musiała przyznać, że pierwsze wrażenie zrobił na niej piorunujące. Szybkim krokiem minęła nieznajomego, jednak ten nie dał jej odejść łapiąc ją za rękę.
- Max jestem, miło mi - uśmiechnął się spoglądając w jej ciemne oczy.
- Viktoria - podała mu swoją dłoń, która delikatnie uścisnął. Była skrępowana całą tą sytuacja, dlatego rzuciła: - Przepraszam, muszę już iść - i odeszła, podczas gdy brunet odprowadzał ją wzrokiem.

***

Stała przed uczelnią, czekając na Nuriego, który nie zjawiał się od kilkunastu minut. Niemniej jednak, nie była zaniepokojona, gdyż doskonale znała Sahina, który w zwyczaju miał większe, bądź mniejsze spóźnienia. 
Spoglądała na poruszane wiatrem drzewa. Była już dość pozna pora, więc na uniwersytecie została raptem garstka studentów pozostająca po zajęciach. Stała niewzruszona, intensywnie się zastanawiając.
- Przeziębisz się - z zamyśleń wyrwał ją znajomy już głos. Z uwagi na kończącą się już iście letnią pogodę, wieczorami było dość zimno, a wiejący wiatr tylko to potęgował.
Odwróciła się i ujrzała Maxa, tego samego, z którym zderzyła się dziś o poranku. Obdarzyła bruneta ciepłym spojrzeniem, bynajmniej nie sztucznym, gdyż chłopak miał w sobie coś, co sprawiało, iż wydawał się być bardzo sympatyczny.
- A przyjmiesz mnie na wizytę, doktorze? - odpowiedziała żartobliwie, mając na uwadze, iż nowo poznany znajomy jest studentem medycyny. 
- W moim interesie jest, by pacjentów było jak najmniej - odrzekł, bez chwili zastanowienia, co dowodziło inteligencji chłopaka.
Max mieszkał w Dortmundzie zaledwie od kilku miesięcy. Przeprowadził się do Zagłębia Ruhry z małego bawarskiego miasteczka leżącego niedaleko Monachium, ponieważ pragnął spełniać swoje marzenia. - Czekasz na kogoś? - dodał po chwili ciszy.
Viktoria skinęła głową potwierdzając pytanie przyszłego lekarza.
- I chyba się nie doczekam.
Zerknęła na telefon, na którym widniała godzina 21:30. Sahina jak nie było, tak nie ma, i raczej nie wierzyła, że pojawi się za chwilę. Doskonale wiedziała, iż jutro Borussia wyjeżdża na 4 dni w inną stronę Niemiec, gdyż ma rozegrać sparing przed zbliżającym się nowym sezonem, dlatego nie miała żadnych pretensji w kierunku swojego przyjaciela.
- Dlaczego nie spo... - zaczęła, ale nie skończyła, ponieważ odwróciła się w stronę ulicy, na której rozbrzmiał warkot silnika.
- Chyba ktoś po Ciebie - brunet uśmiechnął się, jednak przelotnie, widząc minę dziewczyny, która nie była zadowolona z tego, co zobaczyła. Stała, nie mogąc uwierzyć w to, co widzi. Nerwowo przegryzła wargę i zaklęła w myślach.
Nie odpowiedziała nic, tylko wymownie spojrzała na studenta. Ten, zdezorientowany, starał się zrozumieć, w czym polega problem.
Z bordowego Audi Q7 wysiadł chłopak, którego oczywiście znał, i nawet jeśli piłką nożna interesował się okazjonalnie. Podszedł do brunetki, której wyraz twarzy nie zmienił się ani na sekundę. Ona sama, gdyby nie obecność Maxa, wyraziłaby swoje niezadowolenie w innych słowach, znacznie ostrzejszych. - Co Ty tu robisz? Zwariowałeś?
Złapał ją za rękę i zabrał na bok. Młody student, rzucił krótkie: Cześć, do zobaczenia, i pozwolił dwójce spokojnie porozmawiać. Nie był zadowolony, miał nadzieję, iż dziewczyna nie otacza się duża ilością osobników płci męskiej, gdyż - naturalnie - bardzo mu się spodobała. Jednakże, konkurencja w postaci gwiazd światowej piłki, mocno go zniechęciła. Nie tracił jednak nadziei na przyjacielskie stosunki.
- Chodź, nie będziemy tu rozmawiać - Gotze odparł niezwykle stanowczo.
- Nie - zaprzeczyła od razu, nie chcąc ulegać mu po raz kolejny. - Nigdzie z Tobą nie idę - zaznaczyła. - Chcesz pogorszyć jeszcze sytuację? Dobrze wiesz, że na każdym kroku chodzi za nami jakaś gazeta! Naprawdę pragniesz być znów na nagłówkach wszystkich brukowców?!
Miała rację. Niemieckie gazety wręcz żyły rozstaniem Reusa z Milewską, dlatego bardzo się pilnowała pojawiając się w miejscach publicznych. Nie chciała kolejnych afer, nie tego potrzebowała teraz najbardziej.
- Chodź.
Jej słowa nie zrobiły na nim większego wrażenia, znów był niesamowicie spokojny, ale także zdeterminowany. Przyjechał tu w jednym celu, i zamierzał się poddać.
Pociągnął ją w stronę swojego samochodu i otworzył tylne drzwi. Dziewczyna obdarzyła go morderczym wzrokiem i wsiadła do auta. Uczynił to samo.
- Nie denerwuj się już tak - postał jej uśmiech wykazując rozbawienie zachowaniem młodej Polki. - Nuri prosił mnie, bym po Ciebie przyjechał, bo jednak wyjeżdżają w nocy.
- I ja mam Ci uwierzyć? - zakpiła, nie wierząc w słowa Niemca.
Zaśmiał się.
- Tak bardzo mi nie ufasz? Obiecuję, od razu odwożę Cię pod dom - położył rękę na sercu, a dwa palce skierował do góry, ciągle się śmiejąc.
Przewróciła oczami widząc zachowanie piłkarza.
- Masz szczęście - odparła już bardziej przyjaźnie i wyszła z auta przesiadając się do przodu.

***

To wszystko było naprawdę niewiarygodne. On znów pojawił się znikąd, mieszkając 800 kilometrów od Dortmundu. Znów zamieszał jej w głowie, znów mu zaczęła ulegać.
- Dobra, dzięki - odparła oschle, gdy dojechali na miejsce, i chwyciła za klamkę. Pociągnęła ją jeden raz - nieskutecznie. Drugi raz - również. Uśmiechnęła się ironicznie i odwróciła się w kierunku Niemca. - Otwórz te drzwi, idioto - powiedziała powoli nie zmieniając swojego wyrazu twarzy. Młody mężczyzna zaśmiał się chcąc obrócić wszystko w żart.
- Pojedź ze mną do Monachium - powiedział to tak zwyczajnie, jakby nie miało to żadnego znaczenia. A miało, i to bardzo duże. Spojrzał na nią już nie uśmiechając się. 
- Otwórz te drzwi - zignorowała jego słowa.
- Proszę, to tylko 4 dni. I tak nikogo nie będzie w Dortmundzie - argumentował wciąż mając nadzieję na zgodę dziewczyny.
- To nie jest najlepszy pomysł - ujęła to, jak najdelikatniej umiała. Nie mogła poznać samej siebie, przecież jej nie zależało na niczym... mimo to, nie chciała go zranić.
- Dlaczego nie? - dopytywał wyraźnie zbity z tropu.
- Mam Ci to wytłumaczyć bardziej szczegółowo? Przestań proszę i otwórz te drzwi.
Wiedział, że nie będzie łatwo, bo przekonać dziewczynę. Ale nie miał zamiaru się poddawać.
- Ile lat wiezienia jest za porwanie? - znów zażartował, gdyż nic lepszego nie przyszło mu do głowy. Nie miał zamiaru jej wypuszczać.
- Nawet o tym nie myśl! - poderwała się i uderzyła Niemca w ramię, na co on zareagował śmiechem. - Otwórz te drzwi... - powiedziała zrezygnowana. - ... zaraz wrócę - dodała przewracając oczami.
Miała obawy przed tym wyjazdem. Wiedziała, że może żałować swojej decyzji.
A on w tej chwili, był najszczęśliwszy na świecie, gdyż po tym, co się wydarzyło, szanse, iż dziewczyna zgodzi się z nim jechać, były praktycznie żadne.

***

Ostatnie letnie promienie wpadały do pokoju bruneta, sprawiając, iż przebudził się nieznacznie. Otworzył oczy przecierając je delikatnie. Przez ułamek sekundy zastanawiał się, czy to wszystko dzieje się na prawdę, czy nie śni. Wydawało mu się to nierealne, nieprawdopodobne.
Podniósł się na łokciach i usiadł na skraju łóżka podziwiając krajobraz za oknem. Przeczesał swoje nieułożone po nocy włosy i podszedł do komody, wyciągając pierwszą lepszą koszulkę.
Delikatnie otworzył drzwi od swojej sypialni i po cichu zszedł po schodach. Po raz kolejny przywitała go ta sama cisza, którą zastawał od kilku tygodni. Ale teraz go to nie przytłaczało. Wiedział, że nie jest sam, wiedział, że tam na górze, jest ktoś, na kim zależy mu najbardziej na świecie.

***

Pół przytomna zeszła po drewnianych schodach ogromnego domu, w którym bez problemu mogła się zgubić. Odgarnęła opadające na twarz ciemne pasma włosów i, mijając wielki salon, weszła do jasnej, nowocześnie urządzonej, przestronnej kuchni. Zaśmiała się pod nosem widząc 21-latka toczącego bój z produktami spożywczymi.
Zatrzymała się przy rogu opierając się o ścianę, wciąż nie mogąc przestać się uśmiechać. Nie wiedziała, że może komuś sprawdzić tyle radości. On ją zmieniał. Po raz kolejny ją zmieniał. Kiedyś z roześmianej dziewczyny w niedostępną nastolatkę, która nie liczyła się z nikim i niczym. Teraz znów starał się przywrócić to, co zepsuł.
Ale on również nie jest taki sam. Gdy prosił Sahina, a wręcz błagał, by pozwolił się z nią spotkać, czuł, że w jego życiu skończył się pewien etap. Już nie chciał tak żyć. Nie chciał być tym starym Gotze, który uważał, że może mieć wszystko, że jest panem swojego świata. Teraz płaci za to cenę, bynajmniej nie na darmo.
Oderwał wzrok od rozgrzanej patelni, na której starał się przyrządzić śniadanie i spojrzał na zaspaną dziewczynę, automatycznie unosząc kąciki ust ku górze. Dziewczyna ubrana w jego bluzę oraz krótkie szorty, odsłaniające opalone i długie nogi, była obrazkiem, o którym marzył każdego dnia, a jeśli miałby miał taką możliwość, sprawiłby, że ta chwila trwałąby wiecznie.
Chciał się odezwać, chociaż zupełnie nie wiedział, co powinien powiedzieć. Zrezygnował więc z tego pomysłu, uśmiechnął się nieznacznie i wrócił do wykonywanych czynność.
Viktoria podeszła do chłopaka i wskoczyła na blat, z którego podziwiała jego kuchenne poczynania.
- Peszysz mnie - odezwał się śmiejąc.
Nie docierało do niej to wszystko. Jeszcze kilka tygodni temu nie pomyślałaby, że może być tutaj, nie w Dortmundzie, z Mario, nie z Marco. Niesamowite jak bardzo zmieniła się sytuacja - jak bardzo jej życie wywróciło się do góry nogami.
- Dobrze, że jesteś piłkarzem, bo z tymi dwoma lewymi rękami...
Przegryzła wargę nie mogąc przestać się uśmiechać, co było nieprawdopodobne jeszcze kilka dni temu.
Brunet spojrzał na nią spod swoich długich, ciemnych rzęs i delikatnie ujął jej dłoń. Chciał ją poczuć, dotknąć, a jeśli to miał... niczego więcej nie pragnął.
Milewska zeskoczyła z blatu i stanęła obok zawodnika monachijskiej drużyny. Obdarzyła Niemca spojrzeniem unosząc jedną brew do góry.
- Przesuń się, bo nigdy nic nie zjemy - odepchnęła go i przejęła jego zadania, a on zajął jej miejsce, ciągle ją zaczepiając.

***

Drewniany taras, do którego prowadziły wielkie, szklane drzwi, oświetlały niewielkie lampiony i świeczki, wprowadzając ciepły nastrój. Z ulicy dochodziły ciche odgłosy przejeżdżających aut, bynajmniej nie zagłuszając szumu drzew, który był również słyszalny.
Siedzieli na skraju małego, podświetlonego basenu, na leżakach wyścielonych białymi poduszkami.
Rozmawiali tak, jak kiedyś. Normalnie, jakby zapomnieli o wszystkim. Nie było między nimi waśni, kłótni, podtekstów. Jak zwyczajni przyjaciele znający się od dziecka.
- Popraw te włosy - rzuciła uwagę w stronę Niemca.
Poderwał się z leżaka i złapał za telefon przeglądając się w wyświetlaczu. Przeczesał palcami swoje ciemne włosy, jednak mina dziewczyny utwierdziła go w przekonaniu, iż nie wyszło mu to dobrze.
21-latka zsunęła się ze swojego miejsca i usiadła obok piłkarza, delikatnie poprawiając mu włosy, na których punkcie czasami przesadzał, na co dziewczyna zawsze wybuchała gromkim śmiechem.
Uniosła kąciki ust ku górze odsłaniając rządek śnieżnobiałych, niewielkich ząbków. Podniosła się pragnąc wrócić na swoje miejsce, lecz młody Niemiec skutecznie jej to uniemożliwił pociągając ją za rękę.
- Wystarczy miejsca dla naszej dwójki - spojrzał na nią błagalnym wzrokiem, wciąż z tym samym uśmiechem, który czasami doprowadzał ją do obłędu.
Zaśmiała się widząc minę Gotzego, ale - ku jego zdziwieniu - zajęła miejsce obok niego.
- Wiesz... - zaczęła cicho, dotykając jego perfekcyjnie ściętych włosów. - Teraz jest o wiele więcej miejsca - dokończyła szybko, gdy 21-latek powitał się z ziemią. Obdarzył ją morderczym spojrzeniem, a następnie obrażony usiadł na kanapie, w którą również wyposażony był taras.
Chwilę ciszy przerwał dźwięk telefonu dziewczyny. Spojrzała wymownie na bruneta. Wystraszyła się słysząc rozbrzmiewającą melodię. Nie chciała, by ktokolwiek dowiedział się o jej pobycie na południu Niemiec. Jeszcze bardziej obawiała się gazet, które - jeśli posiadłby wiedzę o podróży do Monachium - zaczęłyby tworzyć różne historie, stawiając ją, jak i jego, w jeszcze gorszej sytuacji.
Wstała poprawiając bordową bluzę, którą miała na sobie z uwagi na późną porę i dość chłodne powietrze. Popchnęła ciężkie, szklane drzwi i udała się do salonu, skąd dochodził dźwięk telefonu.
Nie zdążyła go odebrać, gdyż usłyszała donośny krzyk. Odwróciła się, a to co zobaczyła, sprawiło, że schowała twarz w ręce nie mogąc przestać się śmiać. Podbiegła do chłopaka, który mokry i wściekły próbował wyjść z basenu.  Podała mu rękę, jednak szybko tego pożałowała, ponieważ pociągnął ją tak mocno, że również znalazła się obok niego.
- Zabiję Cię kiedyś, obiecuję! - wykrzyczała odgarniając swoje mokre włosy, które zasłoniły jej całą twarz.
Złapała na krawędź basenu starając się go opuścić. Nieskutecznie. Widocznie rozbawiony 21-latek, pociągnął ją za nogę, przez co znów wylądowała pod wodą.
- Gotze! Ty nie jesteś normalny!
Wyszedł z basenu pomagając przy tym dziewczynie, która trzęsła się z zimna. Złapał ją w pasie i przyciągnął do siebie.
- Chodź, potem to się pozbiera - odparł i zaprowadził ją do wnętrza mieszkania.

***

Po raz dziesiąty spoglądał na wyświetlacz telefonu, który wskazywał 4:21. Przewracał się z boku na bok wciąż nie mogąc przestać myśleć o brunetce, która prawdopodobnie spała w pokoju za ścianą. Te wszystkie wydarzenia sprawiły, że bardzo się zmienił. Kochał ją, był tego świadomy. Chciał ją mieć tylko dla siebie. Obojętnie gdzie, ważne by była z nim. Od dłuższego czasu nie był taki szczęśliwy. Chodził na treningi, które zaczęły go przytłaczać. Potem przychodził do domu, rzucał torbę i patrzył się w ścianę, gdyż nie miał ochoty na nic. Dlatego postanowił, że ostatni raz o nią zawalczy. Ku jego uciesze - udało mu się, chociaż bardzo dużo go to kosztowało.
Zamknął oczy starając się zasnąć. Powoli odpływał do krainy Morfeusza, jednak znów się przebudził, słysząc dźwięk otwieranych drzwi.
- Śpisz? - odezwała się po cichu w kierunku zaspanego chłopaka.
Pokręcił głową podnosząc się na łokciach.
- Mogę zostać z Tobą? - zapytała i usiadła na skraju dużego, dwuosobowego łóżka, które znajdowało się z jednej kilku sypialni.
Nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. Nie wiedział, co odpowiedzieć, dlatego skinął głową i patrzył jak dziewczyna zajmuje miejsce obok niego.
- Dobranoc - delikatnie uśmiechnęła się patrząc w jego piwne oczy, które przenikały ją na wylot.
- Dobranoc - odpowiedział głaszcząc ją po policzku, a następnie zamknął oczy, mając ten obraz w swojej głowie.
Oboje zasnęli czekając na lepsze jutro. Całkiem nowe jutro. 

czwartek, 13 lutego 2014

6. Nie szukaj problemów, one same Cię znajdą.

Teraz już sam nie wiedział, czego chce. Kochał tę dziewczynę, był tego w pełni świadomy. Kochał każdy jej gest; jak bez przebierania w słowach rzuca wyzwiskami, jak się denerwuje, gdy coś się nie udaje, jak z trudnością, ale także wyjątkową szczerością, przeprasza, czy dziękuje. Ale wiedział, że nie może tego mieć. Mimo to owoc zakazany zawsze smakuje lepiej.
Stali w przejściu od kilku minut, wtuleni w siebie. Chłopak wciąż nie mógł pozbierać myśli, a także uspokoić swojego, bijącego jak oszalałe, serca.
Oderwała się od niego i zaczerwienionymi od łez oczami spojrzała na niego. W głowie miała wielki mętlik, a stojący przed nią brunet wcale jej nie pomagał. Otworzyła usta w celu wytłumaczenia mu, co tu robi, lecz młody Niemiec nie dopuścił jej do głosu. Delikatnie położył palec na jej wargach, a następnie złapał za rękę i zaprowadził do salonu.
Siedzieli w ciszy po dwóch stronach kanapy. Ona biła się z myślami, on również. Przecież jeszcze kilka godzin temu mówiła, że go nienawidzi, że nie chce znać. Jak dużo się zmieniło?
- Przepraszam - odezwała się, wpatrując się w sufit.
Nie wiedział, co odpowiedzieć. To był kolejny moment w jego życiu, gdy naprawdę nie miał pojęcia jak zareagować. Odwrócił głowę w jej stronę i z niedowierzaniem spoglądał na brunetkę, która skierowała wzrok w jego stronę.
- Gdy mówiłam, że Cię nienawidzę, nie miałam tego na myśli - wytłumaczyła, chociaż ta rozmowa dużo ją kosztowała. - To wszystko jest takie trudne.
Uśmiechnął się do niej delikatnie, tak jakby miało to pomóc, i przyciągnął do siebie, pozwalając się jej wtulić.
- Nikt nie mówił, że będzie łatwo - odparł po chwili.
- A ktoś mówił, że będzie tak cholernie ciężko? - oderwała się od niego i spojrzała prosto w oczy, ilustrując jego zachowanie. Spoglądał na nią w taki sposób, jaki Marco patrzył na nią. Z czułością, namiętnością, czasami współczuciem i żalem. - Mario?
Swoim spojrzeniem kazał kontynuować wywód: - Zrobisz coś dla mnie?
- Dla Ciebie zrobię prawie wszystko.
Znów nie taką odpowiedź chciała usłyszeć. Powoli uświadamiała sobie, że przychodzenie tutaj to nie był najlepszy pomysł. Potrzebowała wsparcia, bliskości, kogoś kto ją zrozumie, lecz nic więcej.
Zawahała się: - Prawie?
Wystraszył się, gdy tak przenikliwie spoglądała mu w oczy. Wstała z kanapy i ruszyła do drzwi. Jednak on nie pozwolił jej odejść. Złapał ją za rękę i odwrócił w swoją stronę. Dzieliły ich tylko milimetry. Wplótł rękę w jej brązowe włosy i pocałował czule. Dziewczyna była nieco zaskoczona, ale przywarła do niego całym ciałem i odwzajemniła jego pocałunek.
- Nigdy nie przestanę Cię kochać - wyszeptał.
Coś w niej pękło. Oboje dobrze wiedzieli, że to jeden z ich największych błędów, jednakże w tej chwili nie było to istotne. Liczyli się tylko oni, i chwila, która mogłaby trwać wieczność.
20-latka zderzyła się ze ścianą, nie odrywając się od bruneta ani na chwilę. Pocałunki stawały się coraz bardziej zachłanne i namiętne, a gdy Niemiec chciał pozbawić ją zwiewnej koszulki, którą miała na sobie, zwyciężył głos rozsądku, krzyczący, by nie robiła nic więcej. Energicznie poruszyła się w bok, strącając wiszące na ścianie zdjęcie. Szklana ramką, nim z hukiem rozbiła się o ziemię, delikatnie skaleczyła ramię dziewczyny.
- Nie! - krzyknęła i ze strachem w oczach spojrzała na bruneta. Dochodziło do niej, co przed chwilą zrobili i co chcieli zrobić.
- Proszę, uspokój się - powiedział łagodnie, chociaż i jemu było bardzo trudno. Drżącą dłonią, złapał na rękę dziewczyny, lecz ona natychmiast ją zabrała.
- Zostaw mnie! Dlaczego Ty to robisz? - zapytała retorycznie. - My nie umiemy się przyjaźnić. To wszystko nie miało prawa się wydarzyć. My nigdy nie mieliśmy się prawa spotkać.
Ruszyła w stronę drzwi, cała drżąc z emocji i napływu myśli. W głowie miała mętlik, jeszcze większy, niż zanim tu przyszła.
- Nie wyjdziesz stąd - zagrodził jej drogę. - Nie teraz, nie w takim stanie.

***

W Dortmundzie od rana panował wielki chaos komunikacyjny. Robert Lewandowski, nie dość, że później wyjechał z domu, utknął w ogromnym korku. Jednakże, był w wyjątkowo dobrym humorze. Cicho słuchał włączonego radia, które przeplatało się z odgłosami pracy silników i klaksonów zniecierpliwionych kierowców.
Po niecałych 20 minutach dotarł na przedmieścia Dortmundu, do bazy treningowej BVB. Otworzył bagażnik, wyciągnął torbę i ruszył ku szatni.
- Siema! - krzyknął radośnie, otwierając drzwi. - Widzieliście może dzisiaj Vik... - przerwał mu gest Kevina, który energicznie poruszył ręką i spojrzał na wiążącego buty, Marco. - Trenera jeszcze nie ma? Myślałem, że się spóźnię - zmienił temat i usiadł na swoim miejscu.
Marco uśmiechnął się ironicznie. Pragnął wiedzieć, co u niej. Jak się czuje, czy wszystko jest w porządku. Jednakże, każdy chciał, by o niej zapomniał. A on nie chciał wcale zapominać.
Dokończył czynność i wstał z miejsca.
- Nie krępujcie się, już mnie nie ma - rzekł smutno, zamykając drzwi, i już go nie było.
- Debilu! - Hummels rzucił w Lewego koszulką. - Co Ci znów strzeliło do tej durnej głowy?
Wszyscy znali Marco i Viktorię. Wszyscy wiedzieli, że się rozstali, nieliczni dlaczego. Każdy dostrzegał smutek malujący się na ich twarzach, i każdy chciał im w jakiś sposób pomóc.
- Zapomniałem! - tłumaczył się napastnik. - Chcę mu pomóc, tak samo jak wy. W końcu to nasz kumpel.
- Masz jakiś pomysł? - Lewy zbił wzrok w ścianę, intensywnie się zastanawiając, jednak nic nie przychodziło mu do głowy.
- Odpuść, daj im spokój - z zamyśleń wyrwał go głos Nuriego. - I Marco, i Viktorii.

***

Dzisiaj był środek lata, więc okienko transferowe zostało otwarte kilka dni temu. Borussię Dortmund postanowił zasilić serbski pomocnik, Milos Jojić, który aktualnie siedział na jednej z ławek i przyglądał się rozmowie nowych kolegów.
Viktoria, po nieprzespanej nocy, udała się również do centrum treningowego. Sama w domu nie mogła wytrzymać. Wyrzuty sumienia zagłuszały jej każde myśli.
- Cześć, jestem Miki - usiadła obok i podała swoją dłoń nowemu nabytkowi Dortmundu. - Miło mi Cię poznać - dodała w języku niemieckim, jednak mina piłkarza utwierdzała ją w przekonaniu, iż 21-latek nie do końca zrozumiał jej słowa.
- Milos.
- Jak Ci się tu podoba? - zwróciła się już po angielsku.
- Jest świetnie, czuję się jak w rodzinie. Naprawdę jestem szczęśliwy, że mogę tu być.
Uśmiechnęła, bynajmniej nie sztucznie. Cieszyły ją takie słowa, szczęście innego członka Borussii.
Spojrzała w kierunku wszystkich piłkarzy, stojących w kilkuosobowych grupach porozrzucanych po całym boisku. Rozmawiali, śmiali się, cieszyli życiem.
- Idź ktoś po koszulki! - z zamyśleń wyrwał ją głos jednego z kolegów.
- Chodź, oprowadzę Cię - wstała z ławki i zwróciła się do serbskiego pomocnika. Ten skinął głową na znak zgody. Szli żółtym korytarzem, na którego ścianach wisiały różnorodne obrazy. - Podoba Ci się w Dortmundzie? Znalazłeś już jakieś mieszkanie? - zaatakowała go ogromem pytań, gdy przemierzali kolejne zakręty.
- Tak, całkiem niedaleko stąd... - zaczął, lecz nie dokończył. Z niższą od niego dziewczyną, zderzył się brunet, którego skądś kojarzył. Zilustrował 20-latkę wzrokiem, a jej wyraz twarzy nie wskazywał, iż jest zadowolona z tego spotkania. Jednakże, zmusiła się do uśmiechu i posłała go w stronę chłopaka.
- O, Milos; to nasz były gracz, Mario - przestawiła Niemca nowemu graczowi, który również zdobył się na uśmiech.
- Miło mi, Milos - uścisnął dłoń 20-latka.
- Mi również - odrzekł, a następnie zwrócił się w stronę Polki. - Viktoria...
- Co Ty tu robisz? - natychmiast mu przerwała, nie dopuszczając go do słowa. - To nie ma sensu.
- Proszę Cię, nie chcę zostawić tego bez wyjaśnienia - złapał ją za rękę, nie zważając na obecność Serba. - Wiedź, że nie żałuję tego, co się stało.
Delikatnie zamknęła oczy, analizując jego słowa. Chciała wykrzyczeć, że nie potrzebnie tu przychodził, żeby już wracał, ale nie umiała. Nie umiała tego powiedzieć. 
- Dlaczego nie żałujesz? - rzekła po chwili.
- Bo tego chciałem - odparł bez ogródek. W przeciwieństwie do dziewczyny, nie bał się o tym mówić.
- Co ja mam Ci powiedzieć? Co chcesz usłyszeć? - podniosła głos. - Że nie żałuję? Żałuję jak cholera tego, że znów dałam Ci wejść do mojego życia.
- Powiedź, że będziesz szczęśliwa - po raz kolejny spokojnie wypowiadał swoje słowa. Był tak cholernie spokojny, a 20-latkę często wyprowadzało to z równowagi. - Beze mnie. 
Nie odpowiedziała mu, gdyż nie wiedziała, co ma odpowiedzieć. Wolała milczeć, niż powiedzieć o dwa słowa za dużo.
- Takim razie, weź to - sięgnął do kieszeni swoich spodni i wyciągnął rzecz dobrze jej znaną. Z którą wiązało się wiele wspomnień.
Zdziwiła się, że wciąż to ma. Przecież oddała mu ją jako symbol ich końca.

- To nic dla mnie nie znaczyło. Nie kocham Cię - odparła, czując, że oszukała samą sobie.
Wzięła do ręki torebkę i wyciągnęła z niej bransoletkę, na której widniał napis: Mario. Położyła ją na ławce, szepcząc na odchodne.
- Oddaje Ci to, nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. Teraz wiesz, co ja czułam. Zostaw mnie w spokoju, nie dam się po raz kolejny zranić - rzekła i odeszła, ocierając łzy.

Wcisnął jej przedmiot w dłoń i musnął jej policzek, szepcząc: - Nie zapomnij o mnie - i zniknął za zakrętem.
Wzięła głęboki oddech, tłumiąc swoje łzy, które zebrały się w kącikach jej oczów. Wydarzenia z ostatnich dni mocno ją wstrząsnęły, a kolejne problemy tylko ją dobijały.
- Wszystko w porządku? - z zamyśleń wyrwał ją głos 21-latka. Odgarnęła opadające na twarz włosy, i odwróciła się w kierunki chłopaka.
- Tak, jasne. W najlepszym - wymusiła uśmiech i ruszyli w stronę wyznaczonego celu. 

***

- Hej, Milos! Jak Ci się podoba u nas? - poczuł na swoim ramieniu rękę blondyna, którego natychmiast obdarzył uśmiechem. Nie przypominał chłopaka, jakim był o poranku. Smutnym, przygnębionym. 
- Cieszę się, że tu jestem - powtórzył słowa, które wypowiedział w kierunku Viktorii.
Zastanawiał się, kim ona mogła być. Stawiał, iż jest psycholog, zawsze otwartą i ciepłą, lecz nie był do końca pewien. Do tego dochodziła rozmowa z graczem monachijskiego klubu, z której niewiele zrozumiał. - Poznałem już wszystkich, dzisiaj nawet samego Mario Gotzego - dodał, jednak pożałował swoich słów. Mina dortmundzkiego pomocnika zmieniła się diametralnie, uświadamiając go, że nie powinien wspominać o odwiedzinach jego byłego kolegi.
- Co? Mario tu był? - zapytał od razu.
- Tak, rozmawiał z... Miki? - wyjaśnił pytającym tonem. Nie był pewny, czy dobrze zapamiętał jej imię. - Przynajmniej tak mi się przedstawiła.
Wewnątrz 23-latka zawrzało. Był wściekły na bruneta, który po raz kolejny wtrąca się w ich sprawy. Wiedział, jak bardzo Viktoria jest dla niego ważna, dlatego miał świadomość, iż ich rozstanie zachęciło go do ponownego zbliżenia się do niej.
- Ah, tak, tak... - udał niewzruszonego. Poklepał klubowego kolegę po plecach: - Dzięki za informację, do zobaczenia! - i pobiegł w kierunku szatni.

***

Nie zamierzał odpuścić, mimo rad innych. Sam dokładnie wiedział, co ma zrobić. Nie potrzebował pomocy, nie potrzebował nikogo prócz jej, i nie pozwoli jej sobie odebrać. Nie tak łatwo.
Z piskiem opon zatrzymał się przed mieszkaniem 21-latka. Trzaskając drzwiami, wybiegł z auta i pokierował się na górę. Nie liczył się już z nim. Dla niego ich przyjaźń była praktycznie skończona. Wygrała złość, nie zdrowy rozsądek.
Zadzwonił dzwonkiem; jeden raz, drugi raz, trzeci raz, lecz nikt nie raczył otworzyć drzwi. W furii walnął ręką w drewniane wejście.
- Marco? - Gotze nie krył zdziwienia z wizyty przyjaciela. Za kilka godzin ma lot powrotny do Monachium, z Reusem pożegnali się o poranku. 
- Jak mogłeś, skurwielu!? - rzucił się na niego, przypierając go do ściany. - Jak mogłeś mi to zrobić!? - krzyczał w złości.
- Uspokój się! - odepchnął go, i stanął naprzeciwko.
- Nie, nie będę, kurwa, spokojny! Czego nie rozumiesz w zdaniu: Dziewczyny przyjaciela się nie rusza, co?
W tej chwili również starał się zachować spokój, lecz przychodziło mu to z większym trudem. Nigdy nie widział Reusa w takim stanie, nigdy się tak nie zachowywał. 
- Nie zasługujesz na nią - odparł, chociaż wiedział, że nie powinien tego mówić. Czuł jednakże, iż jest to konfrontacja ich obu. Walka o Viktorię. 
Urodzony w Dortmundzie pomocnik nie wytrzymał. Kipiący złością blondyn postanowił przejść do rękoczynów i uderzył pięścią w twarz stojącego naprzeciw niego zawodnika Bayernu. Ten, nie mogąc uwierzyć w to, co się przed chwilą stało, pochylił się, próbując zatamować cieknącą strużkę krwi.
- Jesteś ostatnią osobą, która powinna to mówić - rzekł niewzruszony, wciąż nie docierało do niego to, co zrobił. - Wypierdalaj stąd! - krzyknął, a zdezorientowana mina przyjaciela nakazała mu kontynuować. - Rozumiesz? Zabieraj to - wskazał na stojące w kącie walizki - i wypierdalaj!
Nie miał ochoty na pozostanie w tym mieszkaniu ani chwili dłużej. Rzucił mordercze spojrzenie, trzasnął drzwiami i opuścił pomieszczenie. Dał upust swojej złości, więcej nic nie chciał. 
21-latek stał, wpatrując się w przestrzeń jeszcze przez chwilę. Nigdy nie sądził, iż kiedykolwiek dojdzie do takiej sytuacji. Że ich przyjaźń się tak skończy. Bo dla nich obu skończyła się definitywnie.
Z zamyśleń wyrwał go dźwięk kroków, stawianych na drewnianych stopniach. Odwrócił się, a widok, który ujrzał, sprawił, iż poczuł się jeszcze gorzej niż przed momentem. Jego dziewczyna, bo niewątpliwie do tego momentu nią była, ze łzami w oczach spoglądała na niego i jego obitą twarz. Doskonale wiedziała, co się stało, wiedziała także, dlaczego Marco tak zareagował.
Ściągnęła wiszącą na wieszaku bluzę, i chwyciła za klamkę. Jednak nie mogła wyjść tak bez wyjaśnień.
- Wciąż ją kochasz, a ja nie zamierzam być Twoją nagrodą pocieszenia - z trudem wydukała i wyszła z mieszkania. 

***

- Marco, stój! - wybiegła za wsiadającym do samochodu Reusem. Zauważywszy dziewczynę wyszedł z auta i oparł głowę o drzwi swojego pojazdu. - Uspokój się, nie możesz w takim stanie jechać.
Podeszła do niego, kładąc mu rękę na ramieniu. Nie chciała, by coś mu się stało, chociaż sama czuła, iż ledwo stoi na nogach. Kochała Mario, a świadomość, że jej uczucie może być nieodwzajemnione, rozrywało ją od środka.
- On mi zniszczył życie - odwrócił się w jej stronę, patrząc swoimi smutnymi oczyma. - On mi ją zabrał - dodał łamiącym głosem. Już nie był wściekły, teraz górę wzięła rozpacz.
Alana zrozumiała, ile Viktoria dla niego znaczy. Jak bardzo cierpi, gdy nie ma jej przy nim. Czuła dokładnie to samo, lecz w tym momencie chciała pomóc Reusowi.
- Chodź, jedziemy stąd - złapał ją za rękę i spojrzał prosto w oczy. Nikt się nie mylił, była zabójczo podobna do Milewskiej. Dlatego właśnie Gotze ją wybrał. Nie miał, co do tego wątpliwości. - Nie zostawię Cię tu - dodał, i wsiadł do auta. Młoda Niemka zrobiła to samo, i oboje ruszyli w kierunku mieszkania blondyna. Tacy sami, tak samo zranieni.